We wtorek przed Sądem Okręgowym w Warszawie zakończył się poszlakowy proces w jednej z najbardziej intrygujących spraw polskiej kryminalistyki ostatnich lat. 33-letniego dziś Mariusza B. oskarżono o zabicie czterech osób - męża i córki swej kochanki, uczestnika kursu tańca, który z nią tańczył, oraz warszawskiego księdza, który przed laty miał molestować B. B. poznał małżeństwo Małgorzatę i Zbigniewa D. na początku lat 90. jako ministrant stołecznej parafii. Z czasem został kochankiem kobiety, z którą potem zamieszkał; jest ojcem jej drugiej córki. Według prokuratury w kwietniu 2006 r. miał uprowadzić Zbigniewa D. i zmusić go do podpisania polisy ubezpieczeniowej na rzecz żony. Kilka dni później miał ponownie uprowadzić D. i jego 18-letnią córkę oraz udusić ich w okolicach Pułtuska. Po roku B. miał uprowadzić Henryka S., z którym Małgorzata D. tańczyła tango w klubie tańca. Ten motyw oraz sprawy finansowe były, według prokuratury, powodem zbrodni. Mariusz B. chciał go zmusić do podania numerów PIN kart bankomatowych i wyłudzić od jego rodziny 50 tys. zł. Ostatnią ofiarą B. miał być ksiądz zamordowany w 2008 r. w okolicach Pułtuska. Wnosząc o uniewinnienie B. i drugiego oskarżonego Krzysztofa R., adwokat Jan Woźniak mówił, że jeśli w poszlakowym procesie istnieje choć cień wątpliwości, to nie może być wyroku skazującego, bo na to sąd musi mieć "101 proc. pewności". W mowie końcowej obrońca wyliczał wątpliwości, jakie dostrzega w tej sprawie. Zdaniem Woźniaka B. nie miał żadnego motywu w zabiciu D., bo był on zadłużony, a B. wiedział, że ostatecznie nie zawarto umowy na wypłatę 2 mln zł ubezpieczenia po śmierci D. Według adwokata "są poważne wątpliwości, czy D. i jego córka rzeczywiście nie żyją", bo są świadkowie zeznający, że ich widzieli, a sam D. "miał powody, by się usunąć". Woźniak podkreślił, że jedynym dowodem na zabójstwo księdza jest ślad zapachowy B. z auta kapłana. Tymczasem B. nie zaprzeczał, że wcześniej nim jechał, a badań osmologicznych dokonano bez powiadamiania obrony. Adwokat dodał, że obaj oskarżeni byli bici przez policję po zatrzymaniu, a zatem nie można ich słów brać pod uwagę jako wymuszonych. Woźniak powiedział, że dotyczy to zwłaszcza wyjaśnień R., iż to B. używał telefonów na kartę - co jest jedną z podstaw zarzutu w sprawie zabójstwa D. i jego córki. Woźniak wymieniał takie obrażenia B. i R., jak "zasinienia całego ciała"; "ślad na pachwinie po rażeniu paralizatorem w genitalia"; "zasinienia na podeszwach". Zapisywał je lekarz z aresztu, do którego obaj wracali z policyjnych przesłuchań. - Areszt miał tu własny interes na względzie - dodał Wożniak, podkreślając, iż śledztwo ws. pobicia przez policjantów umorzono. - Sprawa jest też nietypowa dlatego, bo fałszywego alibi oskarżonemu dostarcza matka i żona ofiar, która od początku z oskarżonymi się solidaryzuje - mówił przed tygodniem w swej mowie prok. Przemysław Nowak. Wniósł o wymierzenie B. kary dożywocia za każde z zabójstw, a łącznie - dożywotniego więzienia z zastrzeżeniem, że mógłby się on ubiegać o warunkowe zwolnienie po 35 latach kary. Prokurator wskazał, że w ustaleniu ciągu poszlak pomogły billingi oraz dane o logowaniu telefonów oskarżonych - w tym używane przez nich tylko do przestępstw aparaty na karty prepaid. - Miejsca logowań ich telefonów prywatnych i "bojowych" były tożsame - zauważył oskarżyciel. Nowak przyznał, że "istnieją pewne wątpliwości co do tego, czy oskarżeni, przyznając się do winy w wyjaśnieniach, mieli swobodę wypowiedzi". - Ja te wątpliwości podzielam - dodał prokurator, oświadczając, że "rezygnuje z tych dowodów". Przypomniał, że istnieje zakaz dowodowy korzystania z dowodów uzyskanych przy użyciu przemocy. Dodał, że nie oznacza to, iż jest udowodnione, że funkcjonariusze stosowali przemoc wobec przesłuchiwanych. Oskarżyciel przypomniał, że biegli psychologowie i seksuolog stwierdzili u B. osobowość psychopatyczną, tendencję do kłamania, niskie poczucie winy i skłonność do narzucania innym swej woli. Prok. Nowak zakończył swe wystąpienie pytaniem: czy jest możliwy taki zbieg okoliczności, że giną cztery osoby w podobnych okolicznościach, a jedynym wspólnym mianownikiem są B. i Małgorzata D.? Pełnomocnicy rodziny zabitych Henryka S. oraz księdza poparli akt oskarżenia i dołączyli do niego żądanie zasądzenia zadośćuczynień za doznane krzywdy na łączną sumę ok. 350 tys. zł. Pokrzywdzoną w sprawie jest też Małgorzata D. - jako że zabity został jej mąż i córka (ale w procesie nie występuje). B. oskarżono też o to, że wspólnie ze swym kuzynem Krzysztofem R. usiłował wyłudzić 50 tys. zł od rodziny jednej z ofiar i posługiwał się kartami kredytowymi zamordowanych. R. miał też zacierać ślady zbrodni. Oskarżyciel chce dla niego kary 8 lat więzienia; obrońca wniósł o uniewinnienie.