Doktor Komoń spał spokojnie w domu pewien, że nic się nie wydarzy, gdyż właśnie rozpoczynał swój zasłużony urlop. Jednak w sobotę nad ranem telefon zbudził go ze snu. Lekarze dyżurni oddziału chirurgicznego rozpoczynali właśnie walkę o życie chłopca ze śmiertelną raną klatki piersiowej. - Sytuacja była bardzo poważna i moi koledzy poprosili, abym przyjechał - mówi doktor Komoń. - Natychmiast udałem się prosto na blok operacyjny i już we trzech wspomagani przez anestezjologów i zespół pielęgniarek rozpoczęliśmy dramatyczną batalię o gasnące w chłopcu życie. Tu decydowała każda minuta. Operacja była bardzo utrudniona, gdyż ranny stracił bardzo dużo krwi. Aby dostać się do miejsca zranienia trzeba było oczyścić pole operacyjne z ogromnych skrzepów. Gdy zobaczyliśmy dosłownie przeciętą jedną z głównych żył łączących serce z głową, wiedzieliśmy, że tylko błyskawiczne zszycie i zatamowanie wypływu krwi uratuje chłopcu życie - dodaje chirurg. - Cios, który otrzymał poszkodowany, był ciosem śmiertelnym. Z takich sytuacji rzadko kiedy wychodzi się cało. Na szczęście po wielogodzinnym trudzie, wspólnie z kolegami lekarzami odetchnęliśmy. Była nadzieja, że chłopiec będzie żył - powiedział lekarz. W trakcie kilkugodzinnej walki ze śmiercią w młodzieńca wpompowano kilka litrów krwi, gdyż w jego organizmie praktycznie jej nie było. Żyje dzięki majstersztykowi chirurgów i nieznanym dawcom, tak mówią fachowcy. A wszystko zaczęło się w sobotę nad ranem, kilka minut po godzinie trzeciej, w okolicach II etapu Osiedla Tysiąclecia. Grupka młodych ludzi, wśród których był poszkodowany, wracała do domów po imprezie osiemnastych urodzin przyjaciółki. W pewnym momencie idący zostali zaatakowani przez kilku napastników. W ruch poszły pięści, kij bejsbolowy i nóż. Jeden z bandytów ciosem noża ugodził osiemnastoletniego chłopaka. Ten przewrócił się, a na chodniku przed blokiem przy ulicy Sokołowskiej 60 pojawiła się kałuża krwi. Na szczęście jedna z dziewcząt zachowała się przytomnie i wezwała pogotowie. Prawie natychmiast informację o zdarzeniu otrzymał dyżurny Komendy Miejskiej Policji. Po chwili w rejonie, gdzie sprawcy napadli swoje ofiary, pojawiły się radiowozy. Już po kilkunastu minutach zatrzymano trzech podejrzanych, w tym jednego uzbrojonego w kij bejsbolowy. Wśród nich nie było jednak sprawcy ugodzenia nożem. Natychmiast rozpoczęły się żmudne czynności dochodzeniowo-śledcze i operacyjne. Ze źródeł nieoficjalnych wynika, że policji znany jest osobnik, który dźgnął nożem chłopca. Jego zatrzymanie jest już tylko kwestią czasu. Policjanci pracujący przy sprawie, wszyscy jak jeden mąż podkreślili, że bandyta niebawem trafi tam, gdzie jest jego miejsce. majak