Samochód, który rozbił się w skutek uderzenia o filar wiaduktu na warszawskim Ursynowie należał - jak ustalił "Dziennik" - do byłego wiceszefa Orlenu Pawła Szymańskiego. W dniu, w który doszło do tragedii, w samochodzie znajdowali dwaj dziennikarze: Maciej Zientarski i Jarosław Zabiega. Do dziś jednak nie ustalono, kto prowadził warte około 100 tysięcy euro auto. W spalonym wraku znaleziono zwłoki dziennikarza "Super Expressu" Jarosława Zabiegi. Zientarski po dziś dzień - w stanie bardzo ciężkim - przebywa w szpitalu. Właściciel czerwonego ferrari, Paweł Szymański, w rozmowie z dziennikarzami "Dziennika" wyjaśnił, że auto nabył dwa dni przed katastrofalnym w skutkach wypadkiem. Jak wynika z zeznań finansisty Zientarski miał jedynie sfotografować auto. Nie uzyskał zgody na jazdę samochodem. Z tego, co do tej pory udało się ustalić Prokuraturze Rejonowej Warszawa -Mokotów, wyraźnie wynika, że właścicielem samochodu nie był Maciej Zientarski - informuje "Dziennik". Ferrari znalazło się na posesji dziennikarza, gdyż jego prawowity właściciel nie miał go gdzie przechowywać. Co więcej, znany dziennikarz motoryzacyjny miał jedynie zgodę na sfotografowanie auta. O testowaniu, czy jeździe samochodem, nie było w ogóle mowy. Z informacji, do których udało się dotrzeć dziennikarzom "Dziennika" wiadomo, że właściciel samochodu - pasjonat samochodów i znajomy Zientarskiego - nie zdążył nawet przerejestrować auta. Feralne ferrari nie miało nawet ubezpieczenia AC, a jedynie obowiązkowe OC. Jak wyjaśnił w rozmowie z dziennikarzami Paweł Szymański, rozważano możliwość przystąpienia byłego prezesa Orlenu do firmy Zientarskiego. Wkładem finansisty mogło być między innymi auto. Szymański pytany przez dziennikarza "Dziennika" czy wsiadłby za kierownicę nieubezpieczonego auta jednoznacznie zaprzeczył. Podkreślił także, ze jego znajomy Maciej Zientarski uzyskał zgodę na sfotografowanie samochodu, a nie na jego testowanie. Nadal trwa ustalanie okoliczności tragicznego wypadku. Do tej pory ustalono, że samochód pędził grubo ponad 100 km/h. Kierowca stracił panowanie nad kierownicą rozpędzonego ferrari. Kto nim był? Do tej pory nie ma pewności. Wiele wskazuje, że Maciej Zientarski. Jednak to nadal mocno wątpliwe stwierdzenie i jedna z wielu hipotez, stawianych we wciąż toczącym się śledztwie.