Co roku na kolei dochodzi do ponad 800 wypadków. Za usuwanie ich skutków odpowiadają zarządcy linii. Największym z nich są PKP Polskie Linie Kolejowe. PLK odpowiadają za 96 proc. sieci kolejowej w naszym kraju. Dlatego podstawowe znaczenie dla funkcjonowania kolejowego ratownictwa mają zespoły ratownictwa technicznego działające w tej spółce - wskazała Izba w przesłanym raporcie. Zdaniem NIK, zespoły ratowniczy są źle zorganizowane i niewłaściwie rozlokowane w kraju. Tylko co trzeci, z 24 jednostek działających w kraju, miał kompletną obsadę. W zespołach w Rybniku, Białogardzie i Ostrowie Wielkopolskim w ogóle nie zatrudniano pracowników. Obowiązkowe szkolenia ukończył ledwie co trzeci pracownik, przy czym aż w siedmiu jednostkach żaden ratownik nie ukończył obowiązkowych kursów w zakresie przewozu towarów niebezpiecznych oraz udzielania pierwszej pomocy w nagłych wypadkach. Nie przeprowadzano próbnych alarmów W ośmiu z 13 skontrolowanych Zakładów Linii Kolejowych (ZLK) nie przeprowadzano próbnych alarmów. Szefowie tych jednostek nie wiedzieli, jak zespoły przygotowane są do akcji ratowniczych. Niemal 60 proc. wyjazdów do akcji było opóźnionych - podała NIK. Podstawowe wyposażenie kolejowych zespołów ratunkowych pochodzi z lat 60. ubiegłego wieku. Jest ono przestarzałe i zużyte, jednak PLK od sześciu lat nie kupiło nowego sprzętu. Spośród 102 wagonów techniczno-gospodarczych, jakimi dysponują wszystkie jednostki ratownicze, niesprawnych było 11. Co piąty pojazd szynowo-drogowy, wyjeżdżający do akcji ratunkowych, nie miał ważnych świadectw sprawności technicznej - poinformowano w raporcie. Kontrola Izby wykazała, że cztery zespoły ratownictwa: w Białogardzie, Czerwieńsku, Ostrowie Wielkopolski i Rybniku - nie dysponowały sprawnym sprzętem i nie mogły wyjeżdżać do akcji. W większości ZLK ratownicy nie mieli odzieży ochronnej, radiotelefonów czy paliwa w agregatach. Według NIK, Urząd Transportu Kolejowego niedostatecznie sprawował nadzór nad zarządcami linii kolejowych. Nie kontrolował m.in. przeszkolenia i przygotowania załóg ratowniczych. Nie pilnował też, czy zarządcy linii kolejowych powiadamiają o wypadkach Państwową Komisję Badania Wypadków Kolejowych. Tylko w latach 2010-2012 (pierwsze półrocze) PLK nie powiadomiły Komisji o 124 zdarzeniach na torach, a 835 incydentów zgłoszono po terminie. Błędna interpretacja obowiązujących przepisów PLK od marca 2011 r. przestały utrzymywać pasy przeciwpożarowe przy liniach kolejowych zarządzanych przez spółkę. W ocenie NIK, stało się tak na skutek błędnej interpretacji obowiązujących przepisów o transporcie kolejowym. Decyzję zarządu spółki zaakceptował jednak minister odpowiedzialny za transport. Polecił też zarządcy infrastruktury kolejowej zaskarżać do sądów administracyjnych decyzje komendantów Państwowej Straży Pożarnej, nakazujące PLK utrzymywanie pasów przeciwpożarowych (sądy te skargi oddalają). W konsekwencji tego zamieszania znacząco wzrosła liczba pożarów lasów wznieconych przy torach (np. na terenie ZLK w Sosnowcu z 57 w 2010 r. do 111 rok później). Kolejowe ratownictwo techniczne nie ma ustawowych regulacji NIK zwróciła uwagę, że kolejowe ratownictwo techniczne - mimo że jest ratownictwem specjalistycznym na wzór ratownictwa górskiego, wodnego czy górniczego - nie ma ustawowych regulacji, określających zasady organizacji, wyszkolenia, wyposażenia czy też gotowości operacyjnej. Działalność ratownictwa kolejowego regulowana jest wyłącznie przepisami wewnętrznymi zarządców linii kolejowych. I to tylko od ich chęci i możliwości finansowych zależy sprawność tej formacji. Zdaniem NIK, minister odpowiedzialny za transport powinien w tej sytuacji podjąć odpowiednią inicjatywę legislacyjną. NIK wskazała, że niewydolność kolejowego ratownictwa technicznego sprawia, że nowoczesne odcinki szlaków kolejowych w razie wypadków pozostaną przez dłuższy czas nieprzejezdne. Za poniesione straty przewoźnicy będą domagać się wypłaty wysokich rekompensat. To może prowadzić do pogorszenia kondycji finansowej zarządców linii - poinformował rzecznik NIK Paweł Biedziak.