Łukasz Żelechowski i Piotr Pogon bez żadnej aklimatyzacji wspięli się na wysokość 6962 m - najwyższy szczyt Ameryki Południowej, należący do tzw. Korony Ziemi. - Zwykle zespoły wspinaczkowe aklimatyzują się na większej wysokości 4-5 tygodni. My nie mieśmy na to czasu ani pieniędzy. Atakowaliśmy szczyt po zaledwie kilkudniowym pobycie w głównej bazie na wysokości 4300 m n.p.m. - powiedział Piotr Pogon. Najgorsze ostatnie trzysta metrów Polacy zdobyli Aconcagua 29 stycznia po ponad 17-godzinnej nocnej akcji górskiej. Główny atak na szczyt nastąpił z wysokości 5600 m, na której nawet wytrenowany organizm nie jest w stanie odpoczywać. Ostatnie 300 m wspinaczki było najtrudniejsze. - Byliśmy już skrajnie wyczerpani, a musieliśmy stąpać po bardzo niestabilnym gruncie - opowiadał Żelechowski. - Chcieliśmy nawet zrezygnować, by ponowić później atak. Niepełnosprawni wspinacze uznali jednak, że jeśli nie wejdą na szczyt teraz, to następnej nocy już nie dadzą rady. Pogon przyznał, że zachował jedynie "strzępy" świadomości; bez pomocy kolegów, m.in. Arkadiusza Mytko, tłumacza i podróżnika ekstremalnego, nie byłby w stanie wejść na szczyt ani z niego bezpiecznie zejść i przetrwać najbliższą noc. Góry to jego pasja Aby bezpiecznie znaleźć schronienie na wysokości 6000 m, obaj śmiałkowie potrzebowali jeszcze 12 godzin. Byli wtedy tak zmęczeni, że Żelechowski nie pamięta niektórych etapów zejścia. Na dodatek doszło u niego do hipotermii. - Po powrocie z gór byłem tak wyziębiony, że siedziałem w kurtce puchowej drżąc z zimna przy temperaturze powietrza 30 st. C. - mówił. Piotr Pogon doznał odmrożeń lewej stopy, Żelechowski miał dotkliwie poparzone od silnego słońca ręce. Ale jest dumny. - Góry to moja pasja. Nie zamierzam rezygnować z dalszej wspinaczki ekstremalnej - dodał. Pokonali własne słabości Łukasz Żelechowski jest pierwszym na świecie niewidomym, który zdobył najwyższy szczyt na Kaukazie - Elbrus. Pokonał także Kilimandżaro. Od wyprawy w Andy jest też pierwszym niewidomym Polakiem, który zdobył najwyższy szczyt Andów. W 2007 r. Aconcagua próbował pokonać Paweł Urbański, niewidomy informatyk z Gdańska, ale dotarł tylko do wysokości 5600 m n.p.m. Piotr Pogon, konsultant organizacji pozarządowych (był m.in. rzecznikiem Fundacji Anny Dymnej "Mimo Wszystko"), zdobył już Kilimandżaro, Elbrus i Mt. Kenya. Od wielu lat walczy też z rakiem. Gdy miał 16 lat, wykryto u niego guz krtani. Przeszedł operację, chemioterapię i radioterapię. Kiedy wydawało się, że pokonał chorobę, doszło do przerzutu raka do lewego płuca. Poddał się kolejnej operacji. Ale choroba o nim nie zapomniała. - Mam nowe ognisko raka, mimo to nie poddaję się. Chcę nachłeptać się życia ile tylko będę mógł - powiedział. Zdrowy by tego nie wytrzymał U większości zdrowych osób przebywających na terenach nizinnych objawy choroby wysokogórskiej mogą się pojawić już po wejściu na wysokość 2000 m n.p.m. Niedotlenienie organizmu powoduje wtedy obrzęk płuc i mózgu, a także obrzęki kończyn i narządów wewnętrznych oraz wylewy krwi do siatkówki oka. Dochodzi do spowolnienia myślenia, dezorientacji i zaburzeń koordynacji ruchowej. Zdarzają się nawet poważne uszkodzenia mózgu. - W 2008 r. podczas wspinaczki w Nepalu u jednego z Polaków doszło do obrzęku mózgu. Od tego czasu jest on w stanie wegetatywnym - mówił dr Narcyz Sadłoń z oddziału ratunkowego Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. FB.init("baac9ef38ccd29fc91ce2d9d05b4783b");