Mniej więcej miesięczny odstęp pomiędzy wszczepieniem implantu a zainstalowaniem zewnętrznego urządzenia rejestrującego dźwięk - procesora mowy - daje małemu pacjentowi czas na dojście do siebie po operacji - ustępują obrzęki, zdejmuje się opatrunki, elektrody lepiej kontaktują się z tkankami. Jak powiedział prof. Skarżyński, który dotychczas przeprowadził najwięcej na świecie operacji poprawiających słuch, dzisiejsze testy wykazały, że implanty dobrze działają. Wkrótce, gdy dzieci się do nich przyzwyczają, będą mogły gaworzyć i uczyć się mówić. - To nowa nadzieja, przełamanie kolejnej bariery - mówił prof. Skarżyński. Wyjaśnił, że do tej pory, ze względu na rozmiary implantów ślimakowych, wszczepianie ich u dzieci poniżej 1. roku życia było praktycznie niemożliwe. - W naszym ośrodku - bo w innych polskich ośrodkach takich operacji się u tak małych dzieci nie robiło - dzieci były operowane najwcześniej po skończeniu roku życia. Teraz możemy to robić już w wieku 6 miesięcy - podkreślił prof. Skarżyński. Jak ocenił, jest to ważne, gdyż w tym wczesnym okresie spontaniczny rozwój dziecka przebiega najszybciej. Maluchy w tym wieku mają ogromną chęć do nawiązywania kontaktu, do naśladowania docierających do nich dźwięków, mowy - co objawia się gaworzeniem u dzieci prawidłowo słyszących. - Dotychczas wyzwaniem dla nas było, aby dziecko mogło się nauczyć słuchać i mówić przed pójściem do szkoły podstawowej. Dzisiaj ta szansa otwiera się o kilka lat wcześniej. Wszczepiając implant w drugiej połowie pierwszego roku życia możemy zapewnić dzieciom niemal naturalny rozwój słuchowy, a następnie rozwój mowy i opanowanie języka. W praktyce umożliwi to przygotowanie tych dzieci do pełnej komunikacji z otoczeniem w wieku 2-3 lat, tj. jeszcze przed pójściem do przedszkola - wyjaśnił prof. Skarżyński. Zaznaczył, że tak wczesne wszczepienie implantu słuchowego powinno skrócić całkowity okres rehabilitacji i zarazem zmniejszyć jej koszty. Koszt jednego implantu - około 90 tys. zł - oraz koszt operacji są w pełni refundowane przez NFZ. Nowa generacja implantów to urządzenia australijskie. Mają znacznie zminiaturyzowane wewnętrzne części elektroniczne oraz procesor mowy. Obecnie to najmniejsze implanty ślimakowe, a przy tym bardziej trwałe i odporne na urazy. - W tych implantach - zarówno w części wszczepialnej, jak i w części zewnętrznej - wszystko jest jeszcze mniejsze, bardziej przyjazne, bardziej naturalne zwłaszcza dla dziecka, dla którego nawet niewielki ciężar wiszący za uchem może być problemem - powiedział prof. Skarżyński. Dzięki użyciu najlepszych materiałów i nowoczesnej konstrukcji implant może w zasadzie starczyć na całe życie, choć nie jest wykluczone, że za kilkadziesiąt lat zostanie wymieniony na jeszcze doskonalszy.