- Klient nasz pan - takim mottem powinni kierować się wszyscy sprzedawcy. Co jednak, gdy klient okazuje się zboczeńcem, brudasem albo chamem, i to bez względu na płeć? - Nie zawsze, ale często kobiety zachowują się ordynarnie, krzyczą, wyrywają sobie i sprzedawcom ubrania. W dodatku wszystkiego muszą dotknąć - tłumaczy Marta, pracująca w Arkadii. - Takie macanie ubrań nie byłoby złe, gdyby robiły to z umiarem. Tymczasem po przejściu paru takich dam sklep wygląda jak po huraganie. Sprzedawcy nie mogą za tym nadążyć. - W Warszawie dojdzie do tego co ma miejsce w Londynie. W sklepach: "Next", "Gap", "New Look", "Atmosphere" wszystko leci na podłogę - prognozuje Joanna, pracownica "O2 Center" na Finchley Road w Londynie. - Co znajdzie się na ziemi, zaczyna być deptane, tłamszone, słowem - niszczone. Goło i wesoło Panowie są podobno trochę lepsi. Wiedzą czego chcą, są konkretni. Zdarzają się jednak i "ciężkie" przypadki. - Pewien 60-letni mężczyzna wszedł do szatni. Po chwili poprosił mnie o spodnie numer większe. Gdy przyniosłam, to rozchylił zasłonę. Stał nagusieńki, z wyraźnymi oznakami podniecenia - przypomina sobie Gosia, sprzedawczyni z Galerii Mokotów. - Nie wiedziałam co zrobić: krzyczeć, śmiać się. Ten jakby nigdy nic wziął ode mnie portki. Przez cały czas patrzył mi w oczy i uśmiechał się. Gdy już ubrany wychodził z przebieralni, oddał mi tylko spodnie i opuścił sklep. Podobne przypadki zdarzają się dość często. - Razem z moją dziewczyną nie takie rzeczy robiliśmy - opowiada Marcin, stały klient Sadyba Best Mall. - Udało się nam wejść jednego razu razem do przebieralni Galerii Centrum. Szybko się rozebraliśmy i zajęliśmy sobą. Perspektywa, że ktoś nas zobaczy, dodawała dreszczyku emocji całej sytuacji. Niecne harce Zdarza się, że w przebieralniach zostawiane są nieczystości. - Kiedyś ktoś nasiusiał na lustro. Notorycznie są porzucane zużyte pieluchy i podpaski - wylicza Sylwia, pracująca w Galerii Mokotów. - Rzadko kogoś się łapie, zwłaszcza podczas wyprzedaży, gdy mnóstwo ludzi przechodzi przez sklep. Ludzie zadziwiają. - Prawdziwym przekleństwem są wstawieni klienci. Trzeba pilnować, aby nie weszli do przebieralni. Nie dość, że potrafią być agresywni, to jeszcze zdarza się, że wymiotują. - opowiada Ania ze Złotych Tarasów. - Są też podrywacze. Przychodzi taki i zaczyna czarować, roztaczać swój urok osobisty. Jeden łaził za mną z pół godziny, w tym czasie nie dało się pracować. - Pamiętam, kiedyś przyszła wyfiokowana dama, blond włosy, długie rzęsy, wysokie obcasy - wspomina Tomek pracujący w Blue City. - Było na czym oko zawiesić. Szybkim krokiem weszła do kabiny przebieralni i po chwili wyszła już nie jako pani, ale... drobnej postury mężczyzna. Szok! Stefan Wroński