Prokurator domagał się dla oskarżonego dwóch i pół roku więzienia, obrona wnosiła o uniewinnienie. Wyrok ma być ogłoszony 1 października. Prokurator z Instytutu Pamięci Narodowej, który przygotował akt oskarżenia, podkreślił w mowie końcowej, że najczęściej słyszanymi słowami, które padały na sali rozpraw z ust byłych funkcjonariuszy i oskarżonego to: "nie byłem, nie pamiętam". - Mamy do czynienia z solidarnością środowiska i zmową milczenia oraz kuriozalnymi wręcz zeznaniami milicjantów, tak jak to, w którym jeden z nich mówił, że został uprowadzony z ulicy i wysłany do akcji tłumienia protestu w Radomiu. Z drugiej strony mamy relacje pokrzywdzonych, opisujących bicie - mówił prokurator. Janowi D. zarzucono popełnienie dwóch czynów, które stanowią zbrodnię komunistyczną. Został oskarżony o to, że 25 czerwca 1976 roku wspólnie z innym, nieżyjącym już funkcjonariuszem lubelskiego ZOMO, podczas zatrzymywania Mariana S., pobił go narażając na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszkodzenia zdrowia. Drugi czyn dotyczy psychicznego i fizycznego znęcania się nad 28 zatrzymanymi uczestnikami protestu. W nocy z 25 na 26 czerwca 1976 r. Jan D., wraz z ponad 40 funkcjonariuszami ZOMO w Lublinie i MO w Szydłowcu koło Radomia, konwojował ich do szydłowieckiego komisariatu milicji. Według śledczych, Jan D. wziął udział w pobiciu zatrzymanych, skrępowanych w parach kajdankami. Przechodzili oni pomiędzy grupami funkcjonariuszy, ustawionych w dwóch szpalerach, czyli przez tzw. ścieżki zdrowia. Za te czyny prokurator domagał się dla oskarżonego dwóch i pół roku więzienia oraz podania wyroku do publicznej wiadomości. Obrońca Jana D. podkreślał z kolei, że "oskarżony nie może być ogniwem, które skupia wszelkie odium tamtych wydarzeń".