Brak odpowiednio wyszkolonej kadry to ich główny problem - zauważa "Gazeta Wyborcza". Takiego wzrostu średniej pensji nie było w polskich firmach od 2001 r. Czerwcowa płaca była o 9,3 proc. wyższa niż przed rokiem, wyniosła 2869,69 zł - podał w poniedziałek GUS. Analitycy spodziewali się przyspieszenia wzrostu pensji, ale nie aż tak dużego. - Presję płacową widać bardzo dobitnie m.in. w sektorze budowlanym. Oprócz bieżącego ożywienia w gospodarce potęguje ją perspektywa organizacji Euro 2012. Bo sama świadomość, że stadiony i drogi musimy wybudować, a czas płynie, powoduje, że pracownicy częściej proszą o podwyżki. I bardzo często je dostają, bo pracowników na rynku coraz bardziej brakuje, a firmy wolą zatrzymać tych, w których rozwój zainwestowały - tłumaczy Katarzyna Zajdel-Kurowska, wiceminister finansów. Według najnowszych badań NBP, w III kw. zwiększenie wynagrodzeń planuje prawie co trzecia badana firma. To nieco mniej niż w II kw., jednak w większości firm płace są zmieniane na początku roku. Rok temu plany podwyżek zgłaszała tylko co szósta firma - odnotowuje gazeta. Ponieważ gospodarka rozwija się w rekordowym tempie, rynek potrzebuje coraz więcej wykwalifikowanych pracowników. To wiadomo nie od dziś. Analityków zaskoczyło jednak tempo wzrostu zatrudnienia. W ciągu miesiąca w sektorze przedsiębiorstw powstało 28 tys. nowych etatów, w porównaniu z czerwcem 2006 r. zatrudnienie wzrosło o 4,6 proc. "To najszybszy wzrost zatrudnienia w historii" - komentują analitycy Banku Zachodniego WBK. Ponieważ jednak o polskich fachowców walczą też pracodawcy za granicą, rynek pracy staje się dla firm wąskim gardłem, przez które coraz trudniej się przeciskają. Brakuje pracowników! W ciągu zaledwie półtora roku ta kwestia wskoczyła z 13. na pierwszą pozycję w rankingu największych bolączek przedsiębiorców. Największe kłopoty są z robotnikami wykwalifikowanymi, ale w ciągu roku gwałtownie wzrósł odsetek przedsiębiorstw mających także problemy ze znalezieniem pracowników niewykwalifikowanych. O braku rąk do pracy mówi się już nie tylko na budowach, ale też w fabrykach i sklepach. Wiceminister Zajdel-Kurowska zaznacza, że gdyby sytuacja na rynku pracy stawała się zbyt napięta, to rząd może zdecydować o otwarciu granic dla pracowników ze Wschodu w niektórych branżach. Z ankiet NBP wynika jednak, że aż 30 proc. przedsiębiorstw nie nadąża z realizacją lawinowo napływających zamówień, bo brak im nie tylko rąk do pracy, ale i maszyn - czytamy w "Gazecie Wyborczej".