Jakub D. ma dziś 20 lat; nie wygląda na swój wiek z powodu niedorozwoju kości. Leczy się od wczesnych lat dziecięcych. Kilkakrotnie w latach 1997-99 przebywał w szpitalu w Dziekanowie Leśnym oraz w Instytucie Reumatologii w Warszawie. Robiono mu liczne badania związane z koniecznością pobierania krwi, aplikowano też sterydy. W 1998 r. w czasie kolejnego badania na obecność wirusa HCV, rozpoznano u niego żółtaczkę typu C. Opiekunowie Jakuba D. pozwali Instytut Reumatologii im. prof. Eleonory Reicher w Warszawie oraz Zespół Publicznych ZOZ im. Dzieci Warszawy w Dziekanowie Leśnym. Zażądali ponad 400 tys. zł odszkodowania i 1,5 tys. zł comiesięcznej renty. W procesie zgromadzono kilka opinii biegłych. Jedna wskazywała, że z 95-procentowym prawdopodobieństwem do zakażenia doszło we wskazanych placówkach. Z pozostałych opinii wynika, że nie da się jednoznacznie określić, gdzie nastąpiło zakażenie. W maju 2008 r. Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo i stwierdził, że nie da się bez wątpliwości ustalić, gdzie doszło do zakażenia. Prawnicy Jakuba D. odwoływali się do Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który podtrzymał wyrok. Podkreślono w nim, że powodowie "nie wykazali inicjatywy dowodowej", by umiejscowić, która wersja miejsca zakażenia jest najbardziej prawdopodobna. Wobec tego powód odwołał się do Sądu Najwyższego. Jego skargę kasacyjną SN rozpoznał w środę. Kasacja została oddalona, bo - jak uzasadniał sędzia Dariusz Dończyk - nie wykazano, że w niższych instancjach doszło do naruszenia prawa. - Zarzuty kasacji są ze sobą wzajemnie sprzeczne. Sąd najwyższy nie może też dokonywać własnej oceny dowodów - a o to zwrócili się do nas autorzy kasacji - dodał sędzia.