Mniejsza liczba połączeń grozi województwom: małopolskiemu, zachodniopomorskiemu, podlaskiemu i opolskiemu. Ponad 300 wniosków o usunięcie połączeń z rozkładu jazdy złożyły Przewozy Regionalne. Stało się to już po terminie, w którym należało uzgodnić wszystkie zmiany. Terminów zresztą jest kilka, bo tak stanowią przepisy. Pierwsze przymiarki do nowego rozkładu na dobre zaczynają się w czerwcu. We wrześniu większość planów powinna być już gotowa. Następnie uzgodniony rozkład jest prezentowany pasażerom. I tu zaczynają się kontrowersje. Zgodnie ze znowelizowaną w tym roku ustawą jest kilka różnych terminów ujawniania rozkładu. Na miesiąc przed jego wejściem w życie powinien to zrobić zarządca torów, czyli PKP PLK. Następnie na 21 dni przed wprowadzeniem rozkładu muszą to zrobić zarządcy dworców. A na 7 dni przed godziną zero powinni to zrobić przewoźnicy. Zdaniem Jakuba Majewskiego, eksperta transportu już samo mnożenie tych terminów jest kuriozalne. Coś, co zarządca dworca powinien wydrukować i powiesić na trzy tygodnie przed wejściem w życie rozkładu, przewoźnik może jeszcze zmieniać na tydzień przed tym terminem. A ponieważ za kursowanie pociągów Przewozów Regionalnych płacą samorządy, przewoźnik ma kłopot, gdy urzędnicy odmawiają dopłat do pociągów z uzgodnionego już rozkładu. Z drugiej strony nie można zmusić samorządów, by już we wrześniu przygotowały swoje budżety na przyszły rok i określiły, jak dużo zechcą dopłacić do uruchamianych połączeń. Całe zamieszanie jest skutkiem fatalnie zorganizowanej kilka lat temu reformy Przewozów, które przekazano samorządom. W przepisach nie określono szczegółowych rozwiązań finansowania połączeń, a to co roku powoduje coraz większe zamieszanie z układaniem rozkładu. W tym przypadku - według dwóch niezależnych źródeł - Przewozy Regionalne zgłosiły - już po uzgodnieniach rozkładu - wnioski o wycofanie z niego ponad 300 połączeń. Oficjalnie przewozy zaprzeczają tym informacjom. Katarzyna Mirowska z PR twierdzi, że wszystkie połączenia, które w tej chwili widnieją w rozkładzie, będą jeździć do końca roku. Co dalej? Na to pytanie nie potrafi odpowiedzieć. Być może spółka zdecyduje się do nich dopłacać, jeśli nie uda się jej wynegocjować dofinansowania z samorządów.