Stołeczne władze z kolejnej przebudowy tłumaczą się bardzo chaotycznie. Po pierwsze tym, że nadal nie wiadomo, kiedy rozpoczną się prace. By inwestycja warta 100 mln zł mogła się rozpocząć, trzeba znaleźć prywatnego inwestora, który będzie partycypował w kosztach. Zgodnie z planami podziemny parking miałby pomieścić ponad 700 samochodów. Firma, która zainwestuje, będzie jego dzierżawcą. Po drugie, władze miasta twierdzą, że rok temu nie było pieniędzy na generalny remont, dlatego zdecydowano się na lifting za 5 milionów złotych. Po trzecie - jak przekonuje Bartosz Milczarczyk - rzecznik Ratusza, decydujące okazały się względy wizerunkowe przed Euro 2012. - Nie chcieliśmy, aby podczas mistrzostw ulica Emilii Plater przynosiła nam wstyd. Poza tym koszt dodatków upiększających ulicę nie był duży - argumentował. Mieszkańców Warszawy takie tłumaczenie nie przekonuje. Mają swoje zdanie i krytykują urzędników. - Inwestycje w mieście zawsze odbywają się nie po kolei. Zawsze jest tak, że najpierw się projektuje, a potem te projekty się zmienia. Marnujemy nasze pieniądze - grzmią niezadowoleni. Ręce mogą zacierać tylko właściciele firm, którzy zgarnęli 5 milionów złotych za remont Emilii Plater, bo już wkrótce dzięki rozrzutnym urzędnikom, będą mieli szanse na kolejny zarobek.