Przeanalizowała też policyjne materiały - na razie nie ma jednak dowodów pozwalających na postawienie komukolwiek zarzutów. - Sprawa jest trudna, bo nie ma bezpośredniego dowodu. Przeanalizowaliśmy m.in. nagrania wykonane przez funkcjonariuszy z oddziałów prewencji. Nie widać na nich osób, które wykonywałyby gesty hitlerowskiego pozdrowienia. Z ponad 100 przesłuchanych policjantów, tylko dwóch stwierdziło, że widziało takich manifestantów, nie potrafili ich jednak rozpoznać - powiedział szef śródmiejskiej prokuratury Robert Myśliński. Prokuratura zwróciła się też o pomoc do telewizji relacjonujących protest - m.in. TVN24, Polsatu i TVP, ale jak zaznaczył Myśliński tylko TVP dysponuje materiałami, które mogłyby być interesujące dla prokuratorów. - Czekamy na ich udostępnienie - dodał. Śledczy zamierzają teraz przesłuchać w charakterze świadków antyfaszystów, którzy organizowali kontrdemonstracje. Liczą, że być może oni będą mogli wskazać osoby nawołujące do nienawiści na tle różnic narodowościowych, rasowych i wyznaniowych podczas demonstracji ONR. Śledztwo w tej sprawie wszczęto w połowie listopada. W manifestacji zorganizowanej 11 listopada ubiegłego roku przez aktywistów Obozu Narodowo-Radykalnego uczestniczyło kilkaset osób, które wykrzykiwały m.in. "Precz z żydowskim szowinizmem!", "Precz z żydowską okupacją". Odpaliły też kilka stadionowych rac, skandując: "Wielka Polska katolicka" i "Nie płakałem po Wejchercie". Pod pomnikiem Dmowskiego kierownik ONR Artur Ziemkiewicz miał - jak donosiły później media - powiedzieć: "Miejmy nadzieję, że za rok w Polsce nie będzie dwóch, trzech czy czterech manifestacji narodowych 11 listopada. Miejmy nadzieję, że będzie jedna, która wstrząśnie posadami tego demoliberalnego syfu. Jedna porządna, która zmiecie to wszystko jak tajfun". Po tych słowach - według świadków - wyciągnął przed siebie wyprostowaną prawą rękę w geście hitlerowskiego pozdrowienia, na co w ten sam sposób odpowiedzieli mu pozostali uczestnicy zgromadzenia. Manifestację ONR próbowali zablokować antyfaszyści - w efekcie czego doszło do przepychanek z policją. Zatrzymanych zostało w sumie 14 antyfaszystów - siedmiu z nich usłyszało zarzuty naruszenia nietykalności i napaści na funkcjonariusza. Ultraprawicowy Obóz Narodowo-Radykalny powstał w 1934 r., ale po trzech miesiącach działalności został rozwiązany. W 1993 roku organizacja została reaktywowana, zarejestrowano ją w 2003 r. - po wykreśleniu ze statutu odwołań do przedwojennego Obozu Narodowo-Radykalnego. Pomnik Dmowskiego ma dla aktywistów z ONR szczególne znaczenie. Roman Dmowski był głównym ideologiem polskiego ruchu narodowego i głosił m.in. pogląd, że szczególnym zagrożeniem dla polskich interesów narodowych są Żydzi. Odsłonięcie jego pomnika w Warszawie - w listopadzie 2006 r. - wywołało falę sprzeciwu, zwłaszcza środowisk lewicowych. List protestacyjny do ówczesnych władz miasta podpisało kilkaset osób, m.in. Marek Edelman i prof. Maria Janion. Napisali w nim m.in.: "nazwisko Dmowskiego nierozerwalnie wiąże się z ideologią rasizmu, szowinizmu, "egoizmu narodowego", a nade wszystko antysemityzmu". Przedstawiciele ONR co roku, 11 listopada składają w tym miejscu wiązanki kwiatów. W 2002 r. Sąd Najwyższy uznał, że już samo publiczne wykonanie gestu "Heil Hitler" jest przestępstwem, jeśli jest związane z zamiarem przekonania do faszyzmu. Trzech sędziów SN odpowiedziało wtedy na pytanie prawne jednego z sądów, że karalne propagowanie faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa - wyrażające się np. w wystawieniu na widok publiczny swastyki, wykonywaniu gestów faszystowskiego pozdrowienia itp. - "oznacza każde zachowanie polegające na publicznym prezentowaniu, w zamiarze przekonania do niego, faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa". Oznacza to, że karze w myśl artykułu 256 kk podlega nie tylko ten, kto publicznie wychwala np. rządy Hitlera, ale także publicznie prezentuje symbole lub gesty faszystowskie, w zamiarze przekonania innych do takiej ideologii. Ta wykładnia formalnie wiązała tylko sąd, który zadał pytanie. Jest jednak wskazówką, którą mogą, choć nie muszą, brać pod uwagę inne sądy w podobnych sprawach - tak stało się m.in. w przypadku delegalizacji ONR z Brzegu.