Jak wynika z raportu PARP, najwięcej najmłodszych pracowników - dwudziesto i trzydziestolatków - jest poszukiwanych w edukacji. Z ostatnich danych MEN oraz GUS wynika, że średni wiek nauczycieli od lat systematycznie rośnie. W minionym roku szkolnym dla kobiet wynosił on 41 lat, dla mężczyzn pracujących w tym zawodzie 42,5 roku. Sytuacja ta wynika z istnienia m.in. Karty nauczyciela, która gwarantuje im wiele przywilejów, oraz system awansu zawodowego, który de facto uzależniony jest jedynie od stażu w zawodzie. W efekcie, według danych z końca marca, ponad połowa nauczycieli ma najwyższy stopień awansu zawodowego, zaś ponad 27 proc. prawie najwyższy. Nauczycieli wchodzących do zawodu, czyli stażystów, jest mniej niż 5 proc. Jak przekonuje Dominika Staniewicz, ekspert BCC ds. rynku pracy, wszelkie przywileje, jakie są dane określonej grupie zawodowej, działają przeciwko niej. - Gwarancja zatrudnienia i określonej wysokości zarobków, zawarta w Karcie nauczyciela, rozleniwia ich i w pewnym wieku demotywuje do szukania nowych perspektyw rozwoju. Efekt jest taki, że ta grupa zawodowa stale się starzeje, blokując dostęp do zawodu młodym ludziom - mówi Staniewicz. - Dyrektorzy szkół będą się starali poszukiwać jak najmłodszych pracowników o określonych kompetencjach, obawiając się, że starszy nauczyciel będzie starał się możliwie szybko wykorzystać dane mu przywileje - dodaje ekspertka BCC. Chodzi o wiek ochronny czy roczne urlopy na poratowanie zdrowia. Młodzi mają jeszcze jeden atut - są tańsi. A to ostatnio niezwykle istotny argument dla samorządów, które ponoszą coraz wyższe wydatki na edukację.