Od października interesy studenta miała chronić podpisywana z uczelnią umowa. Od sześciu lat taki dokument podpisują ci, którzy za studia płacą, a teraz miał dotyczyć także studiujących dziennie i za darmo. Po to, by nikt nie był zaskakiwany wysokością opłat, np. za powtarzanie przedmiotu lub dodatkowe lekcje języka. Miało to poprawić też jakość studiowania. Z początkiem roku akademickiego okazało się jednak, że uczelnie umów ze studentami dziennymi nie podpisują i podpisywać nie zamierzają. Według nich, umowę trzeba podpisać tylko z tym studentem, który będzie musiał powtórzyć rok lub przedmiot albo zdecyduje się na wykupienie dodatkowych zajęć. Prawnicy resortu uważają, że umowa określa "warunki odpłatności za studia i usługi edukacyjne", czyli to, czego może się spodziewać student w czasie nauki. Ma zostać podpisana niezwłocznie i na cały cykl kształcenia. Jak dowiedziało się "Metro", na początku tygodnia MNiSW wysłało do rektorów ostry list z interpretacją ustawy. I ostrzeżeniem, że jeśli decydują się nie podpisywać ze studentami umów, ich senaty mają ogłosić rezygnację z pobierania opłat od studentów dziennych. Więcej w "Metrze".