To, co wydarzyło się 63 lata temu od zawsze poruszało moją wyobraźnię. Trudno mi chodzić po moim mieście bez refleksji o przeszłości, bez wyobrażania sobie, co się tutaj działo podczas Powstania. Kto zginął na tej ulicy, jak bronił się ten fragment miasta, a jak upadł tamten. Moja Mama, Anna, przed wyjazdem na urlop, rozwoziła kwiaty imieninowe po całej Warszawie i kładła je w miejscach szczególnie istotnych dla dziejów mojego miasta. Niby drobiazg, ale dla mnie to była najlepsza lekcja historii. Bez muzeum, bez propagandy, pokazującej, co jest a co nie jest patriotyzmem. Tak normalnie, bez patosu. Autorytetem byli Powstańcy, a nie bohaterowie "Czterech pancernych i psa". A działo się to w mrocznych czasach komunizmu, zatem można było myśleć inaczej. Dopiero ostatnie lata sprawiły, że moja Warszawa przestała być już moja tak, jak była jeszcze niedawno. Obchody rocznicy Powstania coraz bardziej przypominają mi ogólnonarodowe dni pamięci np. o rewolucji październikowej, ale z tą różnicą, że podlane sosem komercji i jakiejś takiej "plastikowatości". Radio, prasa, telewizja nie mówią dziś już o niczym. A może właśnie o to chodzi? Autor: Ewa Szprynger