Chorzele bardzo łatwo przeoczyć. Jadąc z Warszawy w stronę Warmii i Mazur, mijamy je jak jedno z wielu miasteczek na trasie. Przebiega przez nie droga krajowa 57, łącząca Bartoszyce (woj. warmińsko-mazurskie) z Pułtuskiem (woj. mazowieckie). Wjeżdżamy do miasta od południa i w mgnieniu oka jesteśmy już poza jego północnymi granicami. Jesienią 1940 r. do Chorzel położonych na Kurpiowszczyźnie przyjechała ekipa filmowa z austriackiej wytwórni Wien-Film. Mieli rozkaz od ministra propagandy III Rzeszy Josefa Goebbelsa - nakręcić pełen rozmachu fabularny film propagandowy o uciskanej przez Polaków ludności niemieckiej. Lokalizację wybrał oficer Wehrmachtu Wilhelm Hosenfeld. Ten sam, który w czasie powstania warszawskiego uratował Władysława Szpilmana. Postać pojawiła się w filmie "Pianista" Romana Polańskiego. Powrót do ojczyzny Hosenfeld szukał miasteczka z przestronnym rynkiem. - Ten w Chorzelach był kiedyś znacznie większy, dziś podzielony jest przez ulicę Grunwaldzką - opowiada Michał Wiśnicki, regionalista, prezes Towarzystwa Przyjaciół Chorzel. Jak mówi, miasto znajdowało się na uboczu, tuż przy granicy z Prusami Wschodnimi, trochę zapomniane przez Boga i ludzi. Oprócz rynku, na którym obecnie znajduje się plac Tadeusza Kościuszki, atutem Chorzel było też połączenie kolejowe z Wiedniem. Pojawienie się filmowców w Chorzelach wywołało ciekawość i poruszenie. - To był moment dość ostrego działania okupacyjnego. Niemcy rządzili twardą ręką. W momencie, kiedy zaczęto realizować zdjęcia, to się nieco uspokoiło. Brutalność Niemców się zmniejszyła - mówi Wiśnicki. Nie oznaczało to całkowitej swobody - niektórzy mieszkańcy przymuszani byli do udziału w zdjęciach np. w roli statystów. Realizacją filmu zajmowali się przede wszystkim Austriacy, którzy podchodzili do mieszkańców bardzo normalnie - wyjaśnia regionalista. Niektórzy mogli dorobić. Wozili furmankami materiały z dworca oddalonego cztery kilometry od samego miasteczka. Gwiazdy kina w mazowieckim miasteczku "Heimkehr", co oznacza "Powrót do ojczyzny", pokazywał losy niemieckiej mniejszości narodowej w Polsce w 1939 roku. Akcja filmu, choć był kręcony na terenach obecnych województw mazowieckiego i warmińsko-mazurskiego (nie tylko Chorzele, ale i pobliskie Szczytno), dzieje się w małej wsi na Wołyniu. Mieszkający tam Niemcy prześladowani są na ekranie przez Polaków. Główna postać kobieca, która pojawia się w ponad 90-minutowym "Heimkehr", to nauczycielka Marie (grała ją Paula Wessely), która próbuje przeciwstawić się władzy. W staraniach pomaga jej narzeczony Frtiz, grany przez Carla Raddatza. W filmie pojawiła się także polska obsada. Jej zebraniem zajmował się kolaborant Igo Sym, dyrektor warszawskich teatrów jawnych. Wystąpili m.in. Bogusław Samborski, Wanda Szczepańska, Stefan Golczewski, Juliusz Łuszczewski i Michał Pluciński. - Znam dwie żyjące jeszcze osoby, które opowiadały mi o tamtych wydarzeniach - wspomina Wiśnicki. To właśnie między innymi od nich czerpał wiedzę na temat historii "Heimkehr". Rynek wczoraj i dziś Wspomniany rynek jest dziś jednym z nielicznych punktów przykuwających uwagę podczas przejazdu przez Chorzele. Stoi tam wyeksponowany pomnik Tadeusza Kościuszki siedzącego na koniu. Obecnie miejsce jest odnowione i zrewitalizowane. Jeszcze kilka lat temu krajobraz wyglądał zupełnie inaczej - rośliny były zaniedbane, a ławki wołały o remont. Dookoła rynku widzimy niskie zabudowania. Dziś mieszczą się w nich głównie punkty usługowe i handlowe. Część z tych budynków zachowała się od czasów sprzed wojny. Filmowcom z Wiednia posłużyły za plan, jednak, zgodnie z założeniami scenariusza, musieli dodać im rozmachu. Skromne fasady zasłonięto atrapami ścian wyglądającymi bardziej okazale. Atrapy robiono z drewna czy płyt pilśniowych. Niektóre zabudowania zakrywano w całości. Do innych dobudowywano podcienie i kolumnady. Na jednym ze zdjęć z czasu kręcenia filmu widać żołnierzy w tankietkach (małe wozy bojowe), stojących przed okazałym gmachem, a raczej fasadą takowy udającą. Za nim skrywała się parterowa chałupka. Obecnie stoi tam piętrowy budynek, na parterze zaś działa sklep lokalnej piekarni. Około 80 metrów na prawo od budynku znajdowała się "udawana" niemiecka szkoła. W jednej ze scen filmu Polacy dewastują jej wnętrze. W czasie PRL-u w budynku tym mieścił się zakład fryzjerski, dziś działa tam sklep. - Rynek pojawia się już w pierwszych czterech minutach filmu. Na zdjęciach widać także przedwojenny kościół. W filmie często pojawiała się też kamienica państwa Połomskich, zlokalizowana po lewej stronie rynku (patrząc od strony Warszawy). W czasie wojny była tam restauracja. Budynek zachował się do dziś - wyjaśnia regionalista z Chorzel. Na położonym na obrzeżach miasteczka terenie targowiska budowano także makiety do innych scen filmu. Jak tłumaczy Wiśnicki, część ujęć powstała w wiedeńskich studiach. Powrót do macierzy Przed wojną żydowska diaspora w Chorzelach liczyła 1500-2000 osób. Później część z nich uciekła. W miasteczku zostało ok. 800 osób. W czasie kręcenia filmu mogli nieco odetchnąć. Niestety nie na długo. - Ostatnia scena "Heimkehr" pokazuje oswobodzenie Niemców. Wsiadają oni na wozy konne, które ściągnięto z całej okolicy Chorzel, by wrócić nimi do macierzy, do ojczyzny. Cały chorzelski rynek zastawiony jest wozami - opowiada Wiśnicki. Po finałowym ujęciu w grudniu 1941 roku te same wozy wywiozły Żydów 50 kilometrów na południe, do getta w Makowie Mazowieckim. Stamtąd trafiali do obozów zagłady. Czytaj także: Tajemniczy budynek w środku lasu na Śląsku kryje potworną historię Film swoją premierę miał w 1942 roku. Wyświetlany był w kinach całej Europy jako produkcja komercyjna. Jak mówi Michał Wiśnicki, kosztował ok. dwóch milionów marek, zarobił około czterech milionów. Obraz grał na emocjach widzów, zamysł twórców był perfidny. - To nie była łopatologiczna propaganda. Zrobiony z rozmachem film przedstawiał fikcyjną historię, nie był dokumentem - zauważa Wiśnicki. - Po wojnie i przez kilka kolejnych dekad w mieście nie rozmawiano o "Heimkehr". Ludzie bali się, że zostaną posądzeni o kolaborację - dodaje regionalista. W listopadzie 1948 r. w Warszawie odbył się proces czworga polskich aktorów, którzy zagrali w filmie okupanta. Najsurowiej osądzono Bogusława Samborskiego, który w "Heimkehr" grał rolę bezwzględnego burmistrza. Skazano go zaocznie na karę dożywotniego więzienia. Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!