By ratować podupadające szkolnictwo zawodowe zamierzają ograniczyć liczbę klas w ogólniakach albo wprowadzić wysokie progi punktowe dla kandydatów - pisze "Metro". Już od dziesięciu lat, kiedy wprowadzono reformę edukacji, o przyjęciu do liceum decydują punkty uzyskane przez ucznia podczas egzaminu gimnazjalnego (maksymalnie 200). Te renomowane zawsze stawiały wysokie wymagania (min. 120-150 pkt), ale zdarzały się i takie licea, które przyjmowały uczniów, dopóki były miejsca. W efekcie do liceów szli także ci, którzy egzamin gimnazjalny zdali słabo, a na świadectwie mieli same tróje. Kryzys przeżywały szkoły zawodowe i niektóre technika. Teraz - przynajmniej w niektórych miastach - ma się to zmienić. By reanimować szkolnictwo zawodowe i techniczne, radni postanowili w tym roku zmienić zasady naboru do liceów. Np. w Zielonej Górze wszystkie licea otworzą we wrześniu o jedną klasę mniej niż przed rokiem. Tym samym dla około 200 gimnazjalistów zabraknie miejsca. Irena Dzierzgowska, wiceminister oświaty w rządzie Jerzego Buzka, mówi gazecie, że nie podoba jej się takie urzędnicze traktowanie młodzieży, zwłaszcza w sytuacji, w której mamy niż demograficzny, a miejsc w szkołach jest więcej niż chętnych. Ci bowiem, którzy chcą się uczyć w liceum, powinni dostać taką szansę, tymczasem im się ją odbiera, by zgadzały się urzędnicze statystyki. Więcej o tej sprawie w dzisiejszym wydaniu gazety "Metro".