Do próby samobójczej doszło dzisiaj około godz. 11.14. Mężczyźnie udzielili pomocy funkcjonariusze BOR. - Ugasili ogień kocami, wezwali policję i pogotowie - powiedział Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR . Jak dowiedziała się INTERIA.PL, policjantów zawiadomiła kobieta, która była świadkiem zdarzenia. Z jej zgłoszenia wynikało, że w pobliżu Al. Ujazdowskich, przy parku, jest mężczyzna, który potrzebuje pomocy. - Kiedy przyjechali funkcjonariusze, mężczyzna był przytomny. Podał im swoje dane, powiedział kim jest i gdzie mieszka - powiedział rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski. Jak dodał, mężczyzna zdradził też policjantom, gdzie w parku oblał się rozpuszczalnikiem. W tym miejscu znaleziono butelki po łatwopalnej substancji. Desperat miał ze sobą list zaadresowany do premiera. Przykleił go do ławki. Listy o podobnej treści rozesłał też do kilku redakcji. - Wynika z nich, że miał poważne problemy finansowe - dodał Sokołowski. Prawdopodobnie chodzi o długi i problemy z płatnościami oraz komornikiem. Mężczyzna ma żonę i trójkę dzieci. - Z listu wywnioskować można również, że 49-latek jest spoza Warszawy, ale jednocześnie, że albo pracował, albo prowadził biznes na terenie Warszawy. W tej chwili to wyjaśniamy - dodał Sokołowski. Jak powiedział rzecznik Wojskowego Instytutu Medycznego Piotr Dąbrowiecki, mężczyzna ma poparzone 50 proc. powierzchni ciała. Są to oparzenia pierwszego i drugiego stopnia. - Z powodu poparzeń dróg oddechowych został zaintubowany, przebywa na oddziale intensywnej terapii. Jego stan jest ciężki, ale obecnie nie ma zagrożenia życia - podsumował. Premier Donald Tusk zapowiedział, że dziś - w związku z incydentem przed kancelarią - przerwie objazd po kraju i wieczorem wróci do Warszawy.