Taką możliwość gwarantowała jej umowa o pracę, ale tylko do czasu wejścia w życie ustawy kominowej, czyli do 1 czerwca 2000 roku. Później jednak nic się nie zmieniło - dyrektor ZOZ-u nadal pobierała prowizja, nie zważając, że łamie ustawę kominową - twierdzi prokuratura, która na razie sprawdza, czy to przełożony dyrektorki, czyli starosta, nie złamał prawa. Śledztwo toczy się w sprawie, a nie przeciwko komuś. Głównym winowajcą jest na razie starosta, ponieważ to on odpowiada za bezzasadne wypłacanie środków starostwa. B. dyrektor nie ma sobie nic do zarzucenia. Twierdzi, że to jej pracodawca powinien dbać o zgodne z prawem umowy o pracę. Miesiąc temu zastępcą dyrektora ZOZ-u został mąż posłanki, niegdyś prokurator. Zrezygnował z poprzedniej pracy po spodowaniu wypadku.