- Śmierć Michałka na pewno nie była w interesie Barbary S.- oceniła w piątek w uzasadnieniu wyroku uniewinniającego kobietę sędzia Anna Ptaszek. Jak zauważyła, matka dbała o Michałka, a ponadto chęć przejęcia opieki nad chłopcem wyrażali: kobieta, u której S. wynajmowała mieszkanie i biologiczny ojciec dziecka. Dlatego, w ocenie sądu, m.in. brak jest motywu, którym kierować miałaby się S., nakłaniając do zabójstwa Michałka. Ponadto, jak zaznaczył sąd, alimenty płacone przez ojca dziecka były jedynym stałym źródłem dochodów dla S. - Wokół sprawy narosło wiele emocji, które rzutowały na jej obraz w mediach i w oczach opinii publicznej - dodała sędzia. Jak mówiła, "myśląc o ofierze tej zbrodni w wielu osobach budzi się żądza odwetu, a kiedy okazuje się, że oskarżoną jest matka dziecka, to gniew jest jeszcze większy".Jednak, jak podkreślił sąd, w orzekaniu nie wolno kierować się emocjami. - Dochodzenie do prawdy jest nudne i żmudne- mówiła sędzia. Na korzyść oskarżonej i tego, że nie mogła ona kierować zbrodnią w opinii sądu przemawiały opinie biegłych psychologów. - Z opinii wynika, że oskarżona nie jest osobą dominującą, ale wręcz przeciwnie, niedojrzałą emocjonalnie i skłonną do podporządkowania - ocenił sąd. To już trzeci wyrok w sprawie matki chłopca. Za pierwszym razem skazano ją na 25 lat więzienia, ale wyrok uchylił sąd apelacyjny. Za drugim razem kobietę uniewinniono, ale sprawę do ponownego rozpatrzenia zwrócił Sąd Najwyższy. Obecnie, poza oskarżoną i jej obrońcą, o uniewinnienie wnioskował także - co jest bardzo rzadkim wypadkiem - prokurator. Za zbrodnię skazano Roberta K., konkubenta S., który dostał już prawomocnie 25 lat więzienia. Na 15 lat skazano jego pomocnika Daniela S. Sąd zwrócił uwagę, że na Barbarę S. jako winną wskazuje tylko jedna z wielu wersji zbrodni, głoszona przez Roberta K. Tymczasem, na co wskazał sąd, z dokumentacji zakładu karnego, gdzie K. odsiaduje wyrok wynika, że jest on osobą skłonną do posługiwania się manipulacją i szantażem. Ponadto K. wielokrotnie zmieniał swoje wersje i poza matką, jako głównego sprawcę wskazywał też na Daniela S.; mówił także, że dziecko wpadło do wody przypadkiem. - Przytaczam te wszystkie wersje po to, żeby uzmysłowić, że Robert K. kłamie - zaznaczyła Ptaszek. Sędzia podkreśliła także, że nie znajdują potwierdzenia wersje, iż matka kontaktowała się telefonicznie ze sprawcami w momencie popełniania zbrodni. Billingi, jak zaznaczył sąd, nie wskazują, żeby matka rozmawiała z konkubentem. Z kolei Daniel S. w ogóle nie miał telefonu komórkowego. Obrońca Barbary S., mec. Grzegorz Lewański, powiedział dziennikarzom po wyjściu z sali sądowej, iż orzeczenie "jest triumfem wymiaru sprawiedliwości". - Materiał dowodowy od samego początku nie dawał podstaw do wniesienia aktu oskarżenia - dodał. Do zbrodni - która wzbudziła poruszenie opinii publicznej - doszło 19 stycznia 2001 roku. Wtedy konkubent matki dziecka Robert K. wraz ze znajomym Danielem S. odebrali czteroletniego chłopca z przedszkola. Potem pojechali z nim nad Wisłę i go utopili. Podczas pokazywanej później w TV wizji lokalnej jeden ze sprawców mówił, że "nie wie, dlaczego to zrobił". - Zrobiliśmy to o tak: za ręce, nogi i na raz, dwa, trzy - tłumaczyli, wrzucając do Wisły worek z piaskiem podczas wizji. Dziecko miało upaść na przepływający fragment kry, a później - wołając o pomoc - zsunąć się do wody. Po utopieniu chłopca K. po raz kolejny, tym razem w towarzystwie matki, pojechał do przedszkola. Gdy matce powiedziano, że chłopiec został już odebrany, zawiadomiła ona policję. Początkowo była sprawdzana wersja, że Michałka uprowadził biologiczny ojciec. Po kilku dniach zwłoki dziecka wyłowiono z Wisły.