Większość demonstrantów udała się na Pola Mokotowskie, gdzie Alternatywny Szczyt Gospodarczy planuje dalszą część spotkań, dyskusji i paneli. Mimo poważnych haseł, atmosfera była wręcz piknikowa. Młodzie ludzie tańczyli i śpiewali. Wszystkiemu przyglądali się policjanci, których było ok. 4 tys., czyli więcej niż samych manifestujących. Jeśli demonstranci rzucali, to tylko papierem toaletowym. Twierdzili oni, że rolki papieru przynieśli dla uczestników szczytu, którzy zapewne dużo zjedzą w hotelu Sofitel Victoria i mogą mieć problemy z trawieniem. "Jesteście do d... jak ten papier" - skandowali. Po godz. 16 alterglobaliści dotarli przed Kancelarię premiera, skandując hasło "Każda władza żyć przeszkadza". Przeszli także koło ambasady USA wznoszą hasła "Stop wojnie" i "Jankesi do domu". Manifestacja odbywała się pod hasłem: "Dość globalizowania wyzysku, biedy i wojny; globalizujmy sprawiedliwość". Do Warszawy przyjechali młodzi ludzie właściwie z całej Polski, byli też antyglobaliści z zagranicy. W tłumie widać było przedstawicieli różnych subkultur - np. punkrockowców czy hippisów. Przemarsz przeciwników globalizacji wzbudzał spore zainteresowanie warszawiaków. - Wszyscy mówią, że ci alterglobaliści to łobuzy i chuligani, a przecież tak nie musi być. Młodzi po prostu muszą się wyszumieć. Taki wiek, że się buntują - mówią mieszkańcy stolicy. Z pewnym uznaniem patrzyli nawet na młode dziewczyny - "Radykalne Cheerleaderki" zagrzewające swoich do walki z globalistami. Nie doszło do żadnych incydentów. Uczestnicy marszu wręcz dziękowali policji, że nie demonstruje siły, większych oddziałów prewencji nie widać na ulicach, praktycznie niewidoczne czekają na ewentualną interwencję. Zobacz zdjęcia z marszu Kolorowy tłum obserwuje reporter RMF Daniel Wołodźko: Najgorętszy moment miał miejsce, gdy demonstrujący po raz pierwszy zobaczyli policyjne siły i barierki w pobliżu chronionej "strefy zero", przy Placu Bankowym. W tłum wmieszała się tam grupa około dwudziestu krótko ostrzyżonych i ubranych w dresy pseudokibiców, wielu w koszulkach, bejsbolówkach i szalikach warszawskiej Legii, którzy obrzucili policjantów obelgami, prawdopodobnie licząc na to, że sprowokują ich do interwencji - do tego jednak nie doszło. Od zaczepiających policję odcięli się - dosłownie - alterglobaliści. Chwytając się za ręce, stworzyli w ten sposób własny kordon, który odciągnął manifestujących od grupki pseudokibiców. "Prowokacja!" - krzyczeli demonstranci, by przestrzec innych przed grożącą awanturą. Wczoraj alterglobaliści próbowali się spotkać i porozmawiać z organizatorami Europejskiego Forum Ekonomicznego. Niestety debata nie udała się. Alterglobaliści wyszli ze spotkania. Powiedzieli, że dialog nie jest możliwy, gdy blokowane są granice. Do Polski nie wpuszczono autokaru z grupą 44 alterglobalistów z zagranicy. Wczoraj wieczorem alterglobaliści na "odprawie" na Polach Mokotowskich wybrali grupę porządkową, która ma nie dopuścić do zamieszek i eliminować z tłumu prowokatorów takich zajść. Licząca 150 osób grupa wyróżniać się będzie żółtą opaską na ramieniu. przez cały czas jeszcze w środę organizatorzy zarzekali się, że demonstracja będzie miała przebieg pokojowy. Ma grać muzyka, będą występy artystyczne. Także wczoraj powołano grupę medyczną oraz antyrepresyjną (prawnicy). Jeszcze w nocy organizatorzy protestu skarżyli się, że policja stosuje wobec nich nieuprawnione represje i próbuje zastraszyć. Powiedzieli, że do mieszkania ich współpracowniczki w podwarszawskim Milanówku, która w razie potrzeby ma świadczyć pomoc prawną alterglobalistom, bez stosownego nakazu weszło ok. 30 funkcjonariuszy policji. Dokonali oni przeszukania, w trakcie którego jednak nic nie znaleźli. O represyjnej formie tego najścia świadczy, zdaniem alterglobalistów, to, że policjanci skuli kajdankami wszystkie przebywające w mieszkaniu osoby (było tam 11 osób, które przyjechały na protest m.in. z Białegostoku i Białorusi), a po mieszkaniu policjanci mieli poruszać się sami, częściowo bez udziału mieszkańców domu, którzy powinni być przy przeszukaniu. - Nie możemy bagatelizować żadnych sygnałów, jakie do nas napływają w związku z protestem. Musimy wszystko sprawdzić - wyjaśniał rzecznik stołecznej policji Mariusz Sokołowski. PAP dowiedziała się nieoficjalnie ze źródeł policyjnych, że policja miała sygnały, iż w mieszkaniu tym przygotowywane są na protest tzw. koktajle Mołotowa. Sygnały te jednak nie potwierdziły się, policjanci znaleźli w mieszkaniu puszki z farbą do malowania transparentów. W nocy do Milanówka na wezwanie alterglobalistów przyjechał prof. Andrzej Rzepliński z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Powiedział, że dzisiaj wystosuje protest do komendanta stołecznego policji w związku z zachowaniem się funkcjonariuszy w trakcie przeszukania. Wskazał, że ponieważ nie był to pościg za przestępcą ani żadna inna tego typu akcja, policjanci powinni mieć ze sobą nakaz od prokuratora. Oprócz tego, według Rzeplińskiego, funkcjonariusze zachowywali się wulgarnie; mężczyźni-policjanci dokonali rewizji osobistej kobiet, doszło do przeszukiwania pomieszczeń bez udziału mieszkańców domu. - To jest przekroczenie uprawnień funkcjonariuszy i o tym powiadomię pana komendanta Ryszarda Siewierskiego - zapowiedział Rzepliński.