Dopiero kilka dni po śmierci dziewczyny jej rodzice odkryli stertę listów z więzienia. Większość, choć zaczyna się słodko, kończyła się groźbami. Po ich lekturze już wiadomo: w jego chorym z zazdrości umyśle plan straszliwej zbrodni przygotowywany był od dawna. "...mam w głowie samą nienawiść (...) Zapamiętaj te słowa." Majka Horba, czytając listy od ojca dwójki swoich dzieci, musiała się bać. I dlatego od niego nie odeszła. Poniżana, zastraszana pozostawała mu wierna. A on miał do niej pretensje o wszystko: że spotkała się z koleżanką, że poszła na koncert. "Baw się dalej, idź sobie na koncert E. Flinty lecz pamiętaj o jednym, że ja wyjdę. (...) Jestem teraz taki zły, że sobie nawet nie wyobrażasz. Pamiętaj również o tym, że ja nie wybaczam i o niczym nie zapominam." Przez ostatnie cztery lata Adrian P. niemal bez przerwy siedział za kratami i cały czas pisał. Najpierw z poprawczaka, później wrocławskiego więzienia. Część, najbardziej drastycznych listów, już trafiła do prokuratury. "Jesteś bardzo mała, a ciekawi mnie, jak byś bez głowy wyglądała. I pamiętaj, że głowa nie odrasta tak jak jaszczurce ogon i wtedy będziesz mi sięgała do pasa." Dziewczyna, choć przerażona, jeździła do Adriana regularnie. Zawoziła mu pieniądze, karty telefoniczne, wysyłała paczki. On odwdzięczał jej się kolejnymi groźbami. "Mam głęboko gdzieś wasze paczki (...) Za kłamstwa, krzywdy przyjdzie czas, że się upomnę, a wiesz, że do mściwych należę." Ostatnio Adrian P. stał się jakby spokojniejszy. Obiecywał, że się zmieni. "(...) jeszcze Ci misiaczku pokażę, że oprócz wrodzonego skur... posiadam cechy bardzo pozytywne, które mam zamiar urzeczywistnić..." Majka ciągle liczyła na to, że dziewczynki będą miały wreszcie ojca, że Adrian wyjdzie i zmieni się na lepsze. W ostatnim liściem, jaki zwyrodnialec napisał do dziewczyny wyznawał jej miłość i opisywał, jak brakuje mu zapachu jej ciała. Na samym końcu listu poprosił o spotkanie. "Bądź na pewno (...), bo mam bardzo ważną sprawę nie mogącą czekać." Majka pojechała na widzenie. Wtedy zginęła z jego rąk...