Dyrektor stołecznego Biura Gospodarki Nieruchomościami Marcin Bajko tłumaczył, że to dokument roboczy, nikt w jego biurze nie weryfikował zawartych w nim danych. - Być może część tych roszczeń jest niezasadnych - ocenił. Dokument zawiera alfabetyczną listę adresów nieruchomości w dzielnicy Śródmieście, wobec których toczy się lub zostało zakończone postępowanie zwrotowe. Są tam także m.in. daty wydania decyzji przez organy, przed którymi postępowanie się toczyło. Na stronie tytułowej liczącego 60 stron dokumentu znajduje się dopisek: "służy tylko do użytku wewnętrznego. Proszę nie publikować poza urzędem". Jak przekonywał w środę dziennikarzy Oskar Hejka ze Strony Społecznej, istnienie takiego "tajnego" dokumentu dowodzi, że miasto celowo nie informuje mieszkańców lokali komunalnych o trwających postępowaniach dotyczących zwrotu kamienic, w których mieszkają. W jego ocenie - na mocy ustawy o dostępie do informacji publicznej - powinien on być dostępny dla wszystkich, zwłaszcza dla lokatorów. - Dla mieszkańców tych lokali to bardzo ważne. Gdyby wiedzieli o tym, że budynek ma zostać zwrócony właścicielom, na pewno staraliby jakoś ułożyć sobie życie. Dziś stawiani są przed faktem dokonanym - mówił Hejka. Marek Jasiński z Komitetu Obrony Lokatorów podkreślił, że jego organizacja wielokrotnie zwracała się o takie dane, jednak urzędnicy zawsze twierdzili, że nimi nie dysponują. W związku z ujawnieniem wykazu śródmiejskich nieruchomości, Strona Społeczna zwróciła się do prezydent miasta Hanny Gronkiewicz-Waltz z wnioskiem o udostępnienie podobnych informacji na temat wszystkich nieruchomości w mieście. Pytany o tę sprawę wiceprezydent miasta Andrzej Jakubiak, któremu podlega biuro gospodarki nieruchomościami, powiedział, że istnienie takiego dokumentu nie jest żadną sensacją. Podkreślił, że podobnymi powinny dysponować wszystkie dzielnice, gdzie znajdują się nieruchomości, do których istnieją roszczenia na podstawie tzw. dekretu warszawskiego. - Bylibyśmy źle zorganizowani, gdybyśmy takich informacji nie mieli. Strona społeczna oczekiwała większej transparentności, więc być może przygotowujemy się do tego, by ta większa transparentność była (...) Smutne jest, że ktoś to (dokument - przyp. red.) wyniósł. Można było to załatwić w normalnym trybie. Nikt tego nie zamierzał ukrywać - powiedział Jakubiak. Zaznaczył, że dzielnice muszą wiedzieć o zgłoszonych wnioskach o zwrot budynków, którymi dysponują, choćby dlatego, że wówczas niemożliwa staje się sprzedaż znajdujących się w nich lokali ich obecnym najemcom. W objęte roszczeniami budynki miasto przestaje też inwestować. Dyrektor BGN Marcin Bajko podkreślił, że nikt w jego biurze nie weryfikował danych zawartych w ujawnionym dokumencie. - Prawdopodobnie dzielnica roboczo nad tym pracowała, nie zdążyła zweryfikować i to ten materiał został dziś przedstawiony. Szkoda, że zostało to zrobione, bo być może część tych roszczeń jest niezasadnych, a tutaj takich informacji nie ma - dodał. Dekret z 26 października 1945 r. "O własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy", podpisany został przez ówczesnego przewodniczącego Krajowej Rady Narodowej Bolesława Bieruta. Skutkiem jego wejścia w życie było przejęcie wszystkich gruntów w granicach miasta przez gminę m.st. Warszawy, a w 1950 r. - w związku ze zniesieniem samorządu terytorialnego - przez Skarb Państwa. Dekretem objęto około 12 tys. ha gruntów, w tym ok. 20-24 tys. nieruchomości. Na rozpatrzenie wciąż czeka ok. 10 tys. wniosków o zwrot nieruchomości odebranych na mocy dekretu warszawskiego, których właścicielem jest obecnie miasto. W ciągu ostatnich czterech lat wydano ponad 850 decyzji o ich zwrocie.