Specjaliści mówili o tym na czwartkowym spotkaniu prasowym w Warszawie, na którym oficjalnie zainaugurowano działanie Koalicji Przeciw Zakrzepicy. Jej celem jest przede wszystkim edukacja środowisk lekarzy, pielęgniarek oraz całego społeczeństwa na temat zakrzepicy i jej skutków. Najgroźniejszym powikłaniem zakrzepicy żył głębokich (ZŻG) jest zator tętnicy płucnej (ZTP), który powoduje zatrzymanie krążenia, oddychania i natychmiastową śmierć. To było właśnie przyczyną zgonu polskiej mistrzyni olimpijskiej w rzucie młotem Kamili Skolimowskiej, w lutym 2009 r. Rokrocznie zapada na nią 60 tys. Polaków Według pomysłodawcy koalicji prof. Witolda Tomkowskiego, kierownika Oddziału Intensywnej Terapii Pneumologiczno-Kardiologicznej w Instytucie Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie, w Polsce liczba zgonów, których potwierdzoną przyczyną jest żylna choroba zakrzepowo-zatorowa - na którą składają się ZŻG i ZTP - wynosi 35-40 tys. Zakrzepica żył głębokich charakteryzuje się powstawaniem zakrzepów w żyłach głęboko położonych - najczęściej ud i podudzi oraz bioder. Wyróżnia się trzy główne czynniki ryzyka tej choroby: zaburzenie przepływu krwi związane z unieruchomieniem, np. u pacjentów leżących w szpitalu po operacji, zwłaszcza ortopedycznej lub onkologicznej, uszkodzenie ściany naczynia żylnego, np. podczas urazu, zabiegów oraz nadmierną krzepliwość, która pojawia się m.in. w chorobie nowotworowej. Do innych czynników ryzyka należą palenie papierosów, ciąża, zakażenie, hormonalna antykoncepcja, odwodnienie, długa podróż samolotem, siedzący tryb życia, otyłość. Zakrzepica żył zwiększa ryzyko amputacji Jeśli skrzeplina obecna w żyle oderwie się i dotrze do tętnicy płucnej może ją zablokować ze skutkiem śmiertelnym. Zakrzepica żył głębokich jest odpowiedzialna za 90 proc. przypadków zatoru tętnicy płucnej, podkreślił prof. Tomkowski. Zwiększa też ryzyko amputacji kończyny, a rzadko może doprowadzić do udaru mózgu. Jak oceniają eksperci, w Polsce powinno się co roku diagnozować 60 tys. przypadków ZŻG i 30-40 tys. przypadków ZTP. - Niestety, zakrzepicę żył głębokich diagnozuje się tylko u kilku tysięcy osób, a do 70 proc. chorych z zatorem tętnicy płucnej umiera bez prawidłowej diagnozy i leczenia - powiedział prof. Tomkowski. Jak ocenił, w dużym stopniu odpowiada za to zła organizacja służby zdrowia, która opóźnia dotarcie pacjenta na badanie USG żył głębokich. Choroba jest w diagnozowana zbyt późno - Żeby skrócić czas od wystąpienia objawów choroby do diagnozy każdy lekarz powinien móc wystawić pacjentowi skierowanie na badanie USG żył. Ale w Polsce, chory idzie najpierw do lekarza rodzinnego, który kieruje go do chirurga naczyniowego lub angiologia i ten dopiero wypisuje skierowanie. Trwa to kilka tygodni - tłumaczył prof. Tomkowski. Zakrzepica żył głębokich w ok. 50 proc. przypadków rozwija się bezobjawowo, ale nawet jeśli objawy wystąpią pacjenci nie są diagnozowani i leczeni z powodu małej wiedzy na temat tej choroby wśród lekarzy. - Ja miałem skurcze łydki i pojawiły mi się brązowe plamy na nogach (to objawy tzw. zespołu pozakrzepowego - przyp. red.). Pomyślałem, że to grzybica i tak byłem leczony przez dermatologa. Dopiero, gdy zaczęła mi puchnąć noga poszedłem do chirurga naczyniowego i zacząłem się leczyć na zakrzepicę - powiedział Bogdan Celer z Warszawy. Może bardzo szybko doprowadzić do zgonu U pacjentów z umiarkowanym i dużym ryzykiem zakrzepicy stosuje się profilaktycznie leki przeciwzakrzepowe. Od ponad roku na rynku obecne są doustne środki, dabigatran i riwaroksaban, które działają skutecznie, a zarazem są bezpieczniejsze i wygodniejsze w stosowaniu niż stare leki, jak warfaryna. Ten znany od pół wieku środek wchodzi w interakcje z pokarmami i innymi lekami, co utrudnia dobór dawki terapeutycznej. Na razie, nowe leki stosuje się jednak tylko u pacjentów, u których planowana jest operacja ortopedyczna.