Na szczęście w obronie chorych stanęli farmaceuci - informuje w swoim dzisiejszym wydaniu dziennik "Metro". Spór toczy się o projekt rozporządzenia ministra zdrowia, głoszący, że "apteka realizuje za pełną odpłatnością recepty, które nie spełniają wymogów formalnych". Oznacza to, że chory nie będzie mógł kupić ze zniżką leku, jeżeli medyk wypisze receptę mało czytelnie lub z błędem. Teraz farmaceuci, jeśli zdołają odcyfrować niewyraźną receptę, często wydają nam leki, choć ryzykują, że NFZ nie zwróci im pieniędzy z refundacji. Farmaceuci uważają, że odpowiedzialność za nieczytelne lub błędne recepty powinni ponosić lekarze. Są oburzeni, że resort zamiast dyscyplinować medyków, chce przerzucić konsekwencje na chorych. Zorganizowali protest: namawiają pacjentów, by wysyłali do minister Ewy Kopacz rozdawane w aptekach recepty-ulotki. W polu "zalecenia" czytamy w nich: "Nie obciążać pacjentów finansową odpowiedzialnością za niedbale wystawione recepty". We wtorek Naczelna Rada Aptekarska nieoczekiwanie zaapelowała o wstrzymanie akcji. Pojawiła się szansa na przekonanie resortu, by wycofał się z pomysłu. - Pani minister uznała, że przyjęte rozwiązania nie mogą godzić w prawa pacjentów - informuje prezes NRA Grzegorz Kucharewicz. - Zależy nam na konsultacjach z aptekarzami, umówiliśmy się na kolejne spotkanie - potwierdza rzecznik resortu Piotr Olechno.