Publikacja, zawierająca wybrane scenariusze Stawińskiego, ukazała się nakładem wydawnictwa Trio. Wyboru tekstów, w konsultacji z autorem, dokonała Barbara Giza. Jerzemu Stefanowi Stawińskiemu "zawdzięczamy wiedzę o Powstaniu Warszawskim, słynny bunt scenarzystów, postać Jana Piszczyka" - podkreślają wydawcy. Na promującym książkę spotkaniu w Warszawie 88-letni Stawiński poinformował, że trwają przygotowania do realizacji kolejnego filmu według jego scenariusza pt. "Czerwona kurtyna"; film wyreżyserować ma Maciej Englert. Zdjęcia rozpoczną się prawdopodobnie dopiero w 2011 r. - zaznaczył scenarzysta. Film - z akcją osadzoną w drugiej połowie lat czterdziestych w jednym z polskich miast - ma być "historią teatrzyku, który przechodzi przemiany ze względu na ustrój". Jak wyjaśnił autor "Czerwonej kurtyny", ukazany zostanie stopniowy proces opanowywania kultury polskiej przez stalinizm. "Zima. Fasada domu. Ulicą przejeżdża ciężarówka z żołnierzami radzieckimi. Nad wejściem do budynku chwieje się i spada na bruk wielki niemiecki orzeł ze swastyką w szponach. Ludzie krzyczą z radości. Ktoś z wiwatującego tłumu skacze nań i z wściekłością depcze. (...) Fragmenty prób zespołu rewiowego. (...) Przy akompaniamencie pianina, mocno rozstrojonego, dziewczyny, obejmując się w pasie, usiłują jak najwyżej podnosić nogi, jak girlsy. (...) Nad sceną widzimy teraz transparent: 'Polaku, historia daje ci znak - odpowiedz trzy razy: Tak!'" - to początkowe fragmenty scenariusza "Czerwonej kurtyny" - jednego z tekstów Stawińskiego, które zamieszczono w książce. Wśród pozostałych są scenariusze: "Akcji pod Arsenałem" (1977, ekranizacji dokonał reżyser Jan Łomnicki), "Zamachu" (1958, reżyseria Jerzy Passendorfer), "Pułkownika Kwiatkowskiego" (1995, reżyseria Kazimierz Kutz), "Jutro idziemy do kina" (2007, reżyseria Michał Kwieciński) oraz "Rozwodów nie będzie" (1963). Ten ostatni film, ze Zbigniewem Cybulskim i Magdaleną Zawadzką w obsadzie, wyreżyserował sam Stawiński. Jak zaznaczyła we wstępie do książki Barbara Giza, praca scenopisarska była dla niego "z jednej strony rodzajem zarobku, czego nigdy nie ukrywał, a z drugiej twórczością, co w warunkach rodzącego się kultu filmu autorskiego było nie do pogodzenia". "Stawiński nie godził się pisać tekstów, których co prawda był autorem, ale nie właścicielem. Postawa taka była niewątpliwie wynikiem sukcesów Munka i Wajdy, realizujących filmy na podstawie scenariuszy Stawińskiego, który jako ich autor najczęściej nie był brany pod uwagę przy analizach tych dzieł, a przecież uważał je za sfilmowane fragmenty własnego życia, czym w istocie były. (...) Jego wojenne opowiadania są wiernym zapisem własnych doświadczeń i przeżyć, osobistą relacją o tamtym czasie" - napisała Giza we wstępie. Przypomniała, że Stawiński był jednym z inicjatorów tzw. buntu scenarzystów, który wybuchł w Polsce w latach 60., a wynikał z niezgody na deprecjonowanie ich pozycji zawodowej. "Na fali" tego buntu Stawiński wyreżyserował samodzielnie m.in. film "Rozwodów nie będzie". Jerzy Stefan Stawiński w czasie wojny działał w konspiracji - od marca 1940 r., posługując się pseudonimami: Łącki, Lucjan. Był żołnierzem pułku AK "Baszta". Dowodził plutonem, a następnie kompanią łączności o kryptonimie "K-4". Walczył w Powstaniu Warszawskim, odpowiadał za łączność pułku "Baszta". 27 września wraz z innymi powstańcami ewakuował się kanałami z Mokotowa do Śródmieścia. Na bazie wspomnień o tych chwilach napisał m.in. scenariusz "Kanału". Pytany na wtorkowym spotkaniu, co jest dla niego najważniejsze w jego własnej scenopisarskiej pracy, Stawiński odparł: "Prawda, opisywanie tego, co przeżyłem, dla ludzi, którzy tamtych czasów nie znają". Pytany z kolei o radę dla osób, które chciałyby zacząć pisać scenariusze, zastrzegł: "Trzeba przede wszystkim mieć coś do powiedzenia".