Do końca maja szpitalowi na Solcu nie grozi nic, oprócz nerwowego poszukiwania lekarzy do obsadzenie wszystkich dyżurów. Na razie jakoś się to udaje, ale od czerwca można spodziewać się wszystkiego. Jeśli dyrekcja nie dojdzie do porozumienia z medykami, na oddziałach nie będzie miał kto pracować. Do ewakuacji nie dojdzie, ale pacjenci po prostu przestaną być przyjmowani na oddziały, bo nie będzie miał ich kto leczyć. Sytuacja jest fatalna - mówi doktor Remigiusz Rak. Nie ma personelu, nie ma instrumentariuszy, nie ma położnych, nie ma salowych nie ma lekarzy - twierdzi. Zdaniem pracowników, wszystkiemu winny jest dyrektor szpitala, który nie potrafi rozmawiać z personelem. Pracownicy domagają się lepszych warunków pracy, a dyrektor zamiast dialogu stosuje zasadę: moi drodzy tutaj rządzę ja. To nie jest obóz koncentracyjny, tu nie trzeba bata, żeby ludzi zaganiać do roboty, bo z niewolnika nie będzie pracownika - uważa Rak. W rozwiązanie tego konfliktu zaangażował się wiceprezydent Warszawy, który obiecał, że znajdzie sposób na wyjście z tego pata. Czasu na myślenie ma niewiele, bo tylko 11 dni. Słuchaj Faktów RMF FM