- Wybuch czołgu-pułapki 13 sierpnia 1944 r. to tragiczne i znamienne wydarzenie w kalendarzu Powstania. Od 21 lat mieszkańcy Warszawy organizują marsze, upamiętniające tamten dzień. To nie tylko oddanie hołdu powstańcom, którzy wtedy zginęli, lecz także święto lokalnej społeczności - powiedziała Urszula Majewska z Urzędu Dzielnicy Śródmieście. Obchody rozpoczną się tradycyjnie od mszy, odprawionej w archikatedrze św. Jana, której przewodniczył będzie abp Kazimierz Nycz. Po mszy rozpocznie się przemarsz po miejscach pamięci Powstania Warszawskiego. Uczestnicy wyruszą z Placu Zamkowego. - Podczas tego marszu mieszkańcy i kombatanci będą zatrzymywać się w określonych miejscach Starego i Nowego Miasta. Na każdym z przystanków trębacz zagra krótki sygnał dźwiękowy, np. fragment powstańczej piosenki - uzupełnia Majewska. Znicze i kwiaty zostaną złożone m.in. przy ulicach Rycerskiej, Długiej, Świętojerskiej i Sanguszki.Miejscem docelowym marszu będzie znajdujący się przy ul. Kilińskiego 3 głaz upamiętniający wybuch "czołgu-pułapki", tam z wojskowym ceremoniałem złożone zostaną wieńce i zapalone znicze. Odbędą się wystąpienia przedstawicieli środowisk lokalnych i kombatantów. Na zakończenie, po złożeniu wieńców przy głazie pamiątkowym, uczestnicy marszu udadzą się na Zamek Królewski w Warszawie, gdzie odbędzie się koncert pianisty Jacka Kortusa, któremu towarzyszyć będzie Orkiestra Kameralna Filharmonii Narodowej pod batutą Jana Letwaka. Podczas koncertu zagrane zostaną utwory Fryderyka Chopina i Franciszka Liszta. W niedzielę 13 sierpnia 1944 r. wycofujący się Niemcy pozostawili w okolicach Pl. Zamkowego opancerzony pojazd transportowy (Sprengstofftraeger) wypełniony ładunkami wybuchowymi. W chwili kiedy zdobytym pojazdem żołnierze Batalionu "Gustaw" wjechali w ulicę Kilińskiego przy Podwalu nastąpiła ogromna eksplozja. Świadkiem tego tragicznego zdarzenia był dowódca Armii Krajowej gen. Tadeusz "Bór" - Komorowski. W pobliżu miejsca wybuchu mieścił się bowiem sztab Komendy Głównej AK."W samo południe zwabił mnie do okna dobiegający z ulicy odgłos jadącego opancerzonego wozu amunicyjnego, któremu towarzyszyła głośna wrzawa - pisał w książce "Armia Podziemna" gen. "Bór"-Komorowski. - Był to niemiecki wóz z zatkniętą na przedzie flagą. Jego załogę stanowiło kilku żołnierzy polskich. Kierowca przejechał sprawnie przez barykadę wśród okrzyków tłumu kobiet i dzieci, zawrócił i stanął w poprzek jezdni u skraju chodnika. W tej samej chwili oślepił mnie błysk i słup ognia, spowity zwałami dymu i kurzu. Jednocześnie nastąpił huk potężnego wybuchu". "Dym i kurz opadały z wolna, odsłaniając straszliwe skutki wybuchu - wspominał gen. "Bór"-Komorowski. - Po żołnierzach, którzy stanowili załogę wozu, nie pozostał żaden ślad. Trupy ludzkie wyrzuciło na dachy pobliskich domów. Głowy, ręce, nogi - poodrywane, leżały w kałużach krwi wśród rumowisk powstałych ze zwalonych ścian dwu narożnych kamienic". W wyniku eksplozji śmierć poniosło co najmniej 300 osób, wśród nich 67 żołnierzy Batalionu "Gustaw".