Co ich skłania do takich praktyk? Są bezradni wobec wszechobecnych w szkole telefonów, pisze "Metro". Jak najłatwiej upokorzyć ucznia? Wystarczy głośno przy całej klasie przeczytać jego SMS-y albo pokazać zdjęcia, które ma zapisane w telefonie komórkowym. Taka sytuacja zdarzyła się ostatnio w Zespole Szkół Agrotechnicznych w Sławnie. - Nauczycielka zabrała koledze na lekcji telefon i publicznie odczytała wszystkie SMS-y. To było wredne, opowiada jeden z uczniów. Przypadek nie jest odosobniony. Wystarczy przejrzeć uczniowskie fora internetowe, by się przekonać, że w wielu szkołach takie praktyki są nagminne. - U nas była taka zasada, że jak komuś zadzwonił dzwonek, trzeba było wyrzucić telefon za okno, pisze internauta pawelblu. Dyrektorzy problemy uczniów bagatelizują, zasłaniając się MEN- owskim rozporządzeniem. - My musimy reagować na komórki w szkole, mamy procedury, twierdzi Maria Dankowska, dyrektorka szkoły w Sławnie. - Gdy komuś telefon zadzwoni na lekcji, zabieramy do depozytu kartę SIM. Mogą się po nią zgłosić rodzice. O czytaniu uczniowskich SMS-ów nic nie wiem. Wiadomo za to o tym rzecznikowi praw ucznia Krzysztofowi Olędzkiemu, który w najbliższych dniach rusza z kampanią na rzecz poszanowania uczniowskiej korespondencji. Do zdecydowanej reakcji na łamanie tajemnicy korespondencji zachęcają też kuratoria. - Nauczyciele muszą jakoś prowadzić lekcję, więc zakazy używania telefonów na lekcji uważam za potrzebne, mówi Piotr Zaczkowski ze śląskiego kuratorium oświaty . Ale czytanie SMS-ów i przeglądanie zawartości telefonów jest nie tylko niepedagogiczne, ale i nie zgodne z prawem. Rodzice ucznia, którego coś takiego spotkało, powinni złożyć do nas skargę.