Ze skąpych informacji w tej sprawie wynika, że kobieta związana była z jednym z warszawskich gimnazjów. Ustalenie jej tożsamości było najprawdopodobniej możliwe po przesłuchaniu osiemnastolatka. Ten z kolei - jak dowiedział się reporter radia - miał przyznać się już do winy. Wiadomo, że jego siostra zdaje właśnie egzamin gimnazjalny. Policja wzbrania się jednak przed przesądzaniem o winie zatrzymanego. Potwierdza jedynie, że ustalono tożsamość osoby, która najczęściej korzystała z komputera, za pomocą którego testy zamieszczono w sieci. - To jest młody mężczyzna, już go zatrzymaliśmy. W tej chwili będziemy wyjaśniać, czy to faktycznie on zamieścił te pliki - powiedział reporterowi radia RMF FM Marcin Szyndler z Komendy Głównej Policji. Do zatrzymania doszło w nocy. Podejrzaną osobę namierzono przez numer IP, czyli numer identyfikujący komputer w internecie. Według nieoficjalnych informacji reportera radia RMF FM , sprawca ma 18 lat i mieszka w Warszawie. Jak dodał Marcin Szyndler, policja weryfikuje w tej chwili informacje o tym, jak wiele osób mogło skorzystać z pliku z rozwiązaniami, zamieszczonego w sieci. Ustalenie tego nie będzie łatwe, kluczowe będą przesłuchania. Policja bardzo intensywnie bada również, kto fizycznie przekazał testy zatrzymanemu. Z wcześniejszych informacji reportera radia RMF FM Pawła Świądra wynikało, że sprawca przecieku miał rzeczywiście dostęp do testów, ale tylko przez chwilę. Nie skopiował bowiem arkuszy, a jedynie je przepisał - i to z błędami ortograficznymi. Szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej podejrzewał więc, że arkusze wyciekły za pośrednictwem którejś ze szkół, a nie np. drukarni. Reporterka radia RMF FM Kamila Biedrzycka ustaliła natomiast nieoficjalnie, że to Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego jako pierwsza zajęła się sprawą przecieku. W tej chwili funkcjonariusze ABW ustalają adresy IP komputerów, które zalogowały się na amerykańskim serwerze, na którym zamieszczono przeciek. Poza tym określają również liczbę ściągnięć plików z przepisanymi zadaniami testowymi. Pozwoli to na ustalenie liczby osób, które mogły wejść w posiadanie dokumentu. Jak donosi nasza reporterka, tak szybkie zidentyfikowanie serwera było możliwe właśnie dzięki szybkiej akcji ABW. Los humanistycznej części egzaminu zależeć będzie teraz od skali przecieku, a dokładnie od tego, ile osób miało dostęp do odpowiedzi i z jakich części kraju pochodzą. Jeśli okaże się, że rozwiązania trafiły do uczniów z różnych regionów, test zostanie powtórzony na terenie całej Polski. Tymczasem jeszcze wczesnym rankiem szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej Krzysztof Konarzewski uspokajał, że na razie nie ma podstaw do unieważnienia wyników części humanistycznej w całym kraju. Zaznaczył, że do wycieku doszło w bardzo ograniczonym zakresie. Test pojawił się późną nocą, dzień przed egzaminem na amerykańskim, trudno dostępnym serwerze. Był osiągalny tylko dla osób, które znały 9-cyfrowy kod dostępu do tego pliku - mówił Konarzewski. Dodał, że policja jest w stanie ustalić, kto pobrał z internetu zamieszczone tam rozwiązania, i tylko tym osobom wyniki egzaminu zostaną anulowane. Obecnie jednak z Krzysztofem Konarzewskim trudno się skontaktować, gdyż nie odbiera telefonu. Tymczasem trwa ustalanie odpowiedzialnych za źródło przecieku. Na ostateczne wyniki trzeba będzie zaczekać, ale jedno jest pewne - jeśli okaże się, że zawiniła CKE i to z powodu jej zaniedbań test pojawił się w internecie, to ze stanowiskiem pożegna się właśnie Konarzewski. Sprawa jest tym poważniejsza, że resort edukacji mianował go szefem Komisji właśnie po to, by po ubiegłorocznych aferach z testami gimnazjalnymi wreszcie należycie zadbać o bezpieczeństwo egzaminów zewnętrznych. W sprawie przecieku pojawił się jeszcze jeden wątek. Odpowiedzi do testów znalazły się wczoraj również na stronie jednego z gimnazjów w Sosnowcu. Policja prowadzi przesłuchania w tej sprawie, dotychczas nikogo jednak nie zatrzymano. Prawdopodobnie jeszcze dziś sprawą zajmie się także sosnowiecka prokuratura. Gimnazjaliści wierzą, że powtórki nie będzie O godzinie dziewiątej gimnazjaliści przystąpili natomiast do rozwiązywania testu z części matematyczno - przyrodniczej egzaminu. Również przed tym testem pojawiły się sygnały, że w internecie zamieszczono odpowiedzi do niego. Szef CKE twierdził jednak, że nie są one prawidłowe. Uczniowie mają oczywiście nadzieję, że nie dojdzie do powtórzenia części humanistycznej, z którą zmierzyli się wczoraj. Skandal związany z wyciekiem to jednak temat numer 1 na szkolnych korytarzach. - Dzisiaj rano koleżanka mówiła, że od kolegi zna zadania, także podobno kilka osób było na to przygotowanych - przyznała uczennica jednego z wrocławskich gimnazjów. - W naszej szkole na szczęście nie było takich przypadków. Już mamy oficjalne komunikaty, że nie będziemy poprawiać tego testu - zdradzają z kolei gimnazjaliści z Koszalina.