Marzenie legło w gruzach w 1990 roku, wraz ze sprowadzeniem się sąsiada, który pobudował się na strychu. Od tamtego czasu mieszkanie pani Bronisławy przypomina ruinę. Wchodząc tam myślałem, że w kuchni (i częściowo w pokojach) wybuchła bomba! Dziury w ścianach, pęknięcia i plamy na suficie, zniszczona podłoga. W łazience odpadają kafelki, brak światła, gazu, telefonu... Cud, że jest woda, ale tej aż w nadmiarze. A wszystko przez to, że w wyniku wadliwie zrobionych instalacji cieplnych, pani Bronisława jest od siedemnastu(!) lat systematycznie zalewana. Winowajcą jest sąsiad z góry, pan Marek, z zawodu elektryk. Sam podłączał te instalacje i dobrze wiedział jako elektryk, że tego typu podłączenia robi się z pionu od klatki... a nie przeciąga rury i druty do własnego mieszkania! Brak podłączeń z pionu sprawia, że nie ma on bieżącej wody i szuka jej u pani Bronisławy. Szuka tak gorączkowo, podłączając różne urządzenia (np. hydrofor), że już kilkadziesiąt razy ją zalał. W wyniku, czego pani Bronisława, odłączyła instalacje: gazową i elektryczną w strachu o własne życie, a także po to, by już nie płacić wysokich rachunków za pana Marka, co się zdarzało w przeszłości. Pieniędzy z odszkodowania z PZU nie wystarcza, by pokryć wciąż nowe szkody, a administracja umywa ręce i nie chce wyciąć rur z mieszkania pani Bronisławy, co ułatwiłoby jej kolejny remont. Zresztą z administracją, od momentu sprowadzenia się pana Marka, pani Bronisława zawsze miała "pod górkę". Początek kłopotów Rok 1990. W styczniu, pani Bronisława, dowiaduje się, że nad nią ma się pobudować lokator. Nie wyraża na to zgody i w kolejnych podaniach do administracji budynku, uzasadnia to tym, że stropy są zbyt słabe, a ona i tak ma już popękane ściany i sufit. W maju, administracja protest odrzuca, uznając go za bezzasadny. Przy okazji pani Bronisława dowiaduje się, że pan Marek ma w administracji rodzinę. Sprawa wydaje się jasna i... przegrana. Budowa rusza. Pani Bronisława walczy jednak dalej i w listopadzie zwraca się po raz kolejny do Wydziału Architektury z prośbą o zaprzestanie prac. W swym podaniu zwraca uwagę, że od ciągłego walenia i betoniarki na strychu, jej mieszkanie jest w coraz gorszym stanie, odpada tynk w kuchni i pokojach. Administracja obciąża pana Marka kosztami remontu w mieszkaniu pani Bronisławy, a w grudniu stwierdza, że nie ma zagrożenia w wyniku robót prowadzonych na strychu i lokal nadaje się do użytku (adaptacji). Pomoc Rok 1991. Luty. Pani Bronisława zwraca się z prośbą o pomoc do adwokata.Ten, w jej imieniu, wysyła pismo do dyrektora administracji, zwracając uwagę, że pan Marek: "(...) bez zezwolenia właściwych organów podłączył się do instalacji gazowej, przy czym uczynił to niezgodnie z zasadami obowiązującej techniki i b.h.p.. W czasie korzystania(...) z gazu miejskiego u p. Janewicz następują uderzenia i trzaski w piecyku gazowym, zaprzestaje lecieć bieżąca woda oraz następuje zgaszenie płomienia gazowego. (...) Używanie przez nią mieszkaniowej instalacji gazowej stanowiłoby zagrożenie dla jej życia, gdyż zgaszony płomień(...) nie spalałby gazu, który wydostawałby się na zewnątrz mieszkania." Odpowiedź dyrektora była następująca: "(...) wszystkie roboty związane z instalacją gazową w adaptowanym lokalu zostały wykonane zgodnie z obowiązującymi przepisami. W związku z tym przyczyną źle działającego pieca gazowego w łazience pani B. Janewicz może być jego niesprawność lub braki ciśnienia wody i nie ma to nic wspólnego z wykonaną instalacją gazową przez p. M.Sosińskiego.Dziwne jest to, że przed wprowadzeniem się pana Marka, piec działał bez zarzutu. Potwierdziła się słuszność powiedzenia: "siódma woda po kisielu". Sprawa utknęła w martwym punkcie. A pan Marek się rozhulał i w trakcie kilkunastodniowej nieobecności pani Bronisławy (przebywała w sanatorium), wszedł do jej mieszkania i dokonał niezbędnych przeróbek, by ułatwić sobie korzystanie z wody i energii. To oznaczało wojnę. Pani Bronisława wezwała policję, a ta zlitowała się nad panem Markiem tylko dlatego, że jest chory na chorobę Heinego - Medina i zrobił z siebie ofiarę. Zaczął się okres walki o wodę. Mieszkanie po dalszych 4 latach było już kilkanaście razy zalane. Protokoły, raporty, podania... Rok 1994. Listopad. Raport SPEC: Pęknięte, skorodowane odpowietrzenie c.o. w stropie. Zalane mieszkanie(...). Brak możliwości założenia obejmy. Rozkuto strop. Wyłączono kolektor c.o.(...). Rok 1995. Październik - Listopad. W archiwach pani Bronisławy z tego okresu znajdują się m.in.: trzy protokoły szkód, prośba o wizję lokalną, a także podanie o interwencję w sprawie ciągle zalewanego mieszkania. Pani Bronisława podkreśla w nim, że jest rencistką II grupy i chce spokojnie żyć, a z powodu wadliwie i nielegalnie podłączonych instalacji: wodociągowej, kanalizacyjnej i centralnego ogrzewania, nie może. Odpowiedź administracji była następująca: "Zarząd Budynków Komunalnych "Mokotów"(...) uprzejmie informuje, że (...) nie ma możliwości usunięcia skutków zalania lokalu - brak jest również możliwości sprawdzenia zarzutów zawartych w piśmie Pani Janewicz z dnia 3.11.1995r.(...) Jednocześnie informujemy, że brak jest zgłoszeń odnośnie wody, centralnego ogrzewania oraz światła." Zaiste, czarna magia. Bronisława Janewicz zgłaszała w administracji kilkakrotnie zalania, a także brak światła, spowodowany strachem przed zwarciem instalacji elektrycznej w razie kolejnej powodzi w jej domu. Potwierdzić by to mogli sąsiedzi, ale ci trzymają stronę pana Marka, z którym są w bardzo dobrych relacjach. Siła złego na jednego. Bronisława Janewicz walczy dalej o swoje prawo do szczęścia. Bezczelność urzędników Rok 1998. Czerwiec. Pani Bronisława myśli o zamianie lokalu. Dość ma ciągle zalewanego mieszkania i braku reakcji ze strony administracji. Problem polega na tym, że mieszkanie trzeba ciągle odnawiać, by nadawało się do sprzedaży lub zamiany, a pani Bronisława nie ma już na to pieniędzy. Kwota z PZU (1052,80zł) nie wystarcza na pokrycie strat (2500 zł wg. wyceny fachowca). Protokół szkód z czerwca 1998 roku jest następujący: "(...)pokój mały - podłoga z klepki zalana w całości, zalana tapeta na ścianie zewnętrznej(...), przedpokój - podłoga z klepki zalana w całości, odspojona od podłożapokój duży - podłoga z klepki zalana na powierzchni 1,00 x 4,50m dywan 2,5 x 2,0 m - 1 szt., dywan 2,5 x 3,0m - 1 szt.- zalane wodą." W międzyczasie lokatorzy budynku zakładają Wspólnotę. Pani Bronisława jako jedyna nie wyraża na to zgody. Obciążają oni panią Bronisławę kwotą 970,41zł na tzw. Fundusz Mieszkaniowy. Administracja bezczelnie próbuje wyłudzić te pieniądze. Pani Bronisława w swym podaniu do urzędników kontruje: "(...)do wspólnoty mieszkaniowej nie przystąpiłam, a bez mojej zgody nie ma podstaw do naliczeń zobowiązań finansowych. Tak poważne dla mnie zobowiązanie musi być zaakceptowane moim osobistym podpisem, którego nie ma w aktach. Przeprowadziłam bardzo poważny remont mieszkania łącznie z wymianą instalacji wod.- kan. na skutek zniszczeń powstałych w wyniku nadbudowanego mieszkania na strychu. Koszt remontu wyniósł 250 dawnych milionów, który pokryłam z własnych pieniędzy. Nie jest to koniec moich wydatków, gdyż dewastacja mieszkania ciągle postępuje na skutek nieprawidłowości zabudowy strychu. Jestem osobą samotną i utrzymuję się z niewielkiej renty. Nie mogę ponosić jeszcze dodatkowych kosztów, na które mnie nie stać i na które nie wyraziłam zgody." Wspólnota, z niechęcią, anuluje rachunek. Skok na linię Rok 1999. Panu Markowi brakuje nie tylko wody, ale także światła i telefonu. Podłącza się więc do linii telefonicznej pani Bronisławy. Ta, po otrzymaniu horrendalnie wysokich rachunków, interweniuje w Telekomunikacji Polskiej. Rachunki zostają anulowane, ale pani Bronisława zmuszona jest odłączać telefon. Włącza go tylko wtedy, gdy chce zadzwonić do rodziny.Warunki życia stają się coraz bardziej spartańskie. Rok 2000. Zestawienie rachunków remontowych jest zatrważające - 3188,99zł.! Dla rencistki to spora kwota. Ale nie dla administracji. Ta wciąż nie chce dokonać poprawnych podłączeń pana Marka z klatki i upiera się, że podłączenia muszą iść przez lokal pani Janewicz. Gehenna trwa do dziś... Rok 2007. Przez siedem ostatnich lat nic się nie zmieniło. Pani Bronisława wciąż jest systematycznie zalewana. Kolejne pisma, prośby, skargi, podania oraz osobiste interwencje w administracji, nie przynoszą rezultatu. Bronisława Janewicz jest już zmęczona takim życiem i nie dziwię jej się. Siedemnaście lat walki o mieszkanie w godnych, ludzkich warunkach... W tej chwili trzeba wyciąć rury, które wystają ze ściany w kuchni u pani Bronisławy, a odchodzą ze strychu, z mieszkania pana Marka. Ale nawet tego administracja nie chce zrobić! Postanowiłem pomóc pani Bronisławie i wspólnie udaliśmy się do Zakładu Gospodarki Nieruchomościami na ul. Smoluchowskiego. Od drzwi do drzwi Okazało się, że Zakład Gospodarki Nieruchomościami, nie zajmuje się już sprawami budynku pani Bronisławy i odesłano nas na Al.Wilanowską do firmy "INTER-EJ", która zarządza nieruchomościami w imieniu Wspólnoty Mieszkaniowej (do której pani Bronisława nie należy). Tam pani Bronisława usłyszała, że dziś już nie ma przyjęć (był wtorek przed 12, a przyjęcia od 12 do 14). Jak widać urzędnicy nabierają wody w usta. Postanowiliśmy pójść im jednak na rękę i wróciliśmy tam w poniedziałek (przyjęcia były od 11 do 16). W międzyczasie pani Bronisława interweniowała w różnych placówkach o założenie jej światła. Zaczęło się odsyłanie "od Annasza do Kajfasza". Wspólnota nie zrobi, urząd na Wiktoriańskiej też nie, na Ursynowie w elektrowni stwierdzono, że to obowiązek firmy "INTER-EJ" i zadzwoniono tam z awanturą. Wspólnota zaś twierdzi, że nie ma na to pieniędzy. Po prostu paranoja... Kłamstwa w żywe oczy 30 kwietnia 2007. Poniedziałek. Godzina 11. Wchodzę do firmy "INTER-EJ" i uprzejmie proszę o rozmowę z kierowniczką. Pani (która, jak się później okazało, kierowniczką nie była- przyp. CV), na wieść o złych podłączeniach w lokalu p Marka, zaczęła od razu zaprzeczać i stwierdziła, że instalacje elektryczne i wodne w mieszkaniu pana Marka, zrobione są prawidłowo i zgodnie z prawem. Usłyszałem również, że: - pani Bronisława jest psychicznie chora i sama sobie robi te dziury w ścianie. Powinna się nią zająć rodzina(...) ona ma dwie córki. Twierdzi, że jedna jest za granicą, ale ja wiem, że obie są w Warszawie. Krótkie wyjaśnienie. Owszem, pani Bronisława ma dwie córki. Tylko po pierwsze - co to panią urzędnik interesuje? A po drugie - nie wiem skąd się bierze wiedza tej pani, bo ja z potwierdzonych źródeł wiem, że starsza córka od 35 lat nie mieszka w Polsce... - ostatnie zalanie miało miejsce w 2000 roku - ostatnie zalanie było kilka dni temu... - pan Marek jest podłączony z pionu, od lokali 25 i 26 - skoro od lokali 25 i 26 to na pewno nie z pionu! A jak od lokali 25 i 26 to i od 24 (pod tym numerem mieszka pani Bronisława), bo to jedno piętro! - administracja nie zapłaci za remont w mieszkaniu pani Bronisławy, bo to mieszkanie własnościowe i lokatorka musi zrobić remont na koszt własny. Pan Marek też ma mieszkanie własnościowe, ale płaci na Fundusz Remontowy i należy do Wspólnoty(...) - i ma rodzinę w administracji... - od 15 lat pracuje w administracji tego budynku i nie spotkałam nikogo spokrewnionego z panem Markiem - Skoro szkody wyrządza członek Wspólnoty, to administracja powinna interweniować w tej sprawie. - My się do mieszkań własnościowych nie wtrącamy, a z tego co wiem, to pan Marek zawsze pokrywa szkody. - Nie on, tylko PZU. I to są groszowe sumy. A straty w mieszkaniu pani Bronisławy ogromne. Na pytanie czy administracja interweniowałaby, gdyby okazało się, że to rzeczywiście wina lokatora Wspólnoty, usłyszałem: - Oczywiście. Sprawdzamy każdy sygnał o nieprawidłowościach od lokatorów(...). My dobrze znamy tą panią. Jest u nas raz w miesiącu. I kolejna bajeczka. Pani Bronisława jest tam raz... dziennie! Znają ją dobrze, bo walczy o prawo do godnego życia. A Wspólnota, z kolei, chroni interesy swoje i... pana Marka. Poprosiłem o rozmowę z pracownikiem Wydziału Architektury, który miesiąc wcześniej robił oględziny w mieszkaniu pani Bronisławy. Zobaczyłem wystraszonego mężczyznę, który najpierw zasłaniał się niepamięcią, a później potwierdził wersję (widocznie z tego strachu) pani pseudokierownik. Czyli wszystko cacy, pięknie, pani Bronisława jest psychicznie chora, sama sobie demontuje mieszkanie i wstawia wadliwe instalacje. Pani Bronisława w odpowiedzi na te zarzuty stwierdza, że chora psychicznie nie jest, i że zrobi niezbędne badania, by to urzędnikom udowodnić. O nieuczciwości urzędników świadczy fakt, że pani Barbara Laskowska, prawdziwa kierownik administracji, była w pokoju obok. Wiedziałem o tym od samego początku, a jednak chciałem zobaczyć jak daleko Wspólnota może się posunąć w kłamstwach. Jak się okazało, bardzo daleko... Pan Marek i spółka W czasie, gdy ja byłem w administracji, mój redakcyjny kolega, Konrad Wysocki, udał się na spotkanie z panem Markiem i sąsiadami. Niestety, pana Marka, nie udało mu się zastać. Sąsiedzi nie chcieli Konrada wpuścić do budynku, a w rozmowie przez domofon stwierdzili: "(...)nic nie wiemy o konflikcie pani Janewicz z panem Markiem. (...)pani Janewicz to miła starsza osoba, a pan Marek też nam kłopotów nie sprawiał." Konradowi udało się jednak porozmawiać z przewodniczącym Wspólnoty, panem Kazimierzem Posłajko. Pan Kazimierz potwierdził zarzuty administracji: "Ta kobieta ma manię prześladowczą. Marek ... ma swoje, poprawnie zrobione podłączenia. Były komisje w budynku, które stwierdziły to nie raz." Na pytanie Konrada, dlaczego w takim razie pani Bronisława jest wciąż przez pana Marka zalewana, odpowiedź padła lakoniczna: "Nie wiem. Nie jestem hydraulikiem." Zmowa milczenia trwa nadal. Z archiwum X Z panem Markiem mimo kilku prób nie udało nam się spotkać. Będąc w administracji, dotarłem do dokumentów z 1995 roku, w których broni się on następująco: "(...) Wielokrotnie sprawdzający instalację, pracownicy pionu technicznego ADM i SPEC-u nie stwierdzili jakichkolwiek uszkodzeń, czy też niesprawności urządzeń znajdujących się w moim mieszkaniu.(...) gaz doprowadzony jest z mieszkania nr 26, woda z pionu znajdującego się w piwnicy.(...) Instalację c.o. mam lokalną, niezależną od urządzeń pozostałej części budynku. Użytkuję ją nie wpływając na funkcjonowanie instalacji c.o. w mieszkaniach pozostałych lokatorów(...)." Dla administracji przyczyną zalania (jak i w kilkudziesięciu innych przypadkach) była awaria odpowietrzenia. Ponadto w piśmie z października 1995 roku ADM stwierdza: "(...) Instalacja c.o. w lokalu 27A (mieszkanie pana Marka - przyp.KW) wykonana jest jako indywidualne ogrzewanie etażowe, zasilane gazem, nie mające żadnego wpływu na pozostałą instalację c.o. w budynku, a tym samym na awarię, jaka miała miejsce w lokalu 24(...)." Tłumaczenie administracji jest aktualne do dziś. Przyczyną zalań zawsze są awarie, a nie wadliwie wykonane instalacje w mieszkaniu pana Marka. Obrona konieczna Pani Bronisława, próbowała także interweniować u burmistrza Mokotowa. Niestety, bezskutecznie. Pan burmistrz nie znalazł dla niej czasu, a przemówił jedynie głosem swojej pięknej, długonogiej sekretarki, że pani Bronisławy nie przyjmie. Skutek głuchego telefonu z administracji... W zaistniałej sytuacji, pani Bronisława zapowiada, że ponownie wynajmie adwokata, a w swym podaniu do firmy "INTER-EJ" (które miałem przyjemność złożyć podczas wizyty) pisze: "(...) Bardzo proszę o podłączenie mi światła i zrobienie tego na koszt państwa administracji. Proszę zrobić odpowiednie instalacje elektryczne i odłączyć z mojego mieszkania lokatora z lokalu 27A, p. Marka. Siedemnaście lat bez światła to długo, a nie moją winą jest, że ów lokator ma złe podłączenia. Wystarczająco długo płaciłam za niego rachunki. W razie odmownej odpowiedzi będę interweniować w sądzie, na policji i w mediach(...)." Kiedy koszmar pani Bronisławy się skończy? Tego nie wiem. Wiem natomiast z potwierdzonych źródeł, że pani Bronisława zawsze dotrzymuje słowa. I oby jej koszmar skończył się jak najszybciej. Bo siedemnaście lat w spartańskich warunkach to niczym więzienny wyrok. Wyrok, na który pani Bronisława nie zasłużyła... Współpraca Konrad Wysocki - "Tworzywo" dziennik Wyższej Szkoły Dziennikarskiej Autor: Chris Voit