Na krajowej drodze nr 4 sprawdzaliśmy, czy kierowcy ciężarówek posłuchali apelu zrzeszenia przewoźników. W południe tego ślimaczego tempa nie było widać. Niektórzy kierowcy TIR-ów jechali nawet bardzo szybko, jakby już chcieli nadrobić czas, który później ewentualnie stracą. Zwalniali tylko tam, gdzie ustawione są fotoradary. Jak donosi reporter RMF FM Paweł Żuchowski, ciężarówki-ślimaki pojawiły się za to na trasach wlotowych do Szczecina; zarówno na krajowej "trójce" od strony Gorzowa, jak i na krajowej "trzynastce" od strony przejścia granicznego w Kołbaskowie. Protest transportowców najbardziej dawał się we znaki kierowcom, którzy jechali krajową "trójką" nad morze, bo ruch samochodów osobowych jest tam ogromny. We Wrocławiu nie było najmniejszych nawet oznak protestu. Auta jechały wprawdzie powoli, ale to już zasługa wrocławskiej rzeczywistość drogowej, czyli miasta poprzecinanego remontami. Podobnie było na pozostałych dużych wrocławskich węzłach komunikacyjnych; Bielanach od południa i wylocie na Poznań oraz Warszawę od północy, tam auta jechały również bez większych utrudnień. To już kolejna tego typu akcja; na początku czerwca kierowcy ciężarówek stali na poboczach dróg. Kierowcy chcą obniżenia cen oleju napędowego, pozostawienia systemu winiet jako opłat drogowych, w tym za przejazd autostradami, udrożnienia przejść na wschodniej granicy, złagodzenia skutków wysokiego kursu złotego oraz zniesienia ograniczeń wwożenia paliwa do Polski. Jan Buczek, szef Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych ostrzega, że to dopiero początek. Ten scenariusz z Hiszpanii będzie miał miejsce na terenie naszego kraju i to niebawem - mówi. Zastrzega, że jeżeli rząd nie podejmie z nimi rozmów, transportowcy są gotowi blokować drogi, instytucje publiczne i kluczowe zakłady przemysłowe. Słuchaj Faktów RMF FM