- Obie kasacje są niezasadne w stopniu oczywistym - uznał SN. Sędzia Henryk Komisarski wskazał w uzasadnieniu postanowienia SN, że ustalenia sądów I i II instancji w tej sprawie były "rozsądne i zgodne z zasadami prawidłowego rozumowania". Tak argumentowali obrońcy Obrońca Piotra R. mecenas Radosław Baszuk argumentował, że sąd II instancji w uzasadnieniu nie odniósł się do wszystkich zarzutów apelacji. Wskazywał, że chodzi przede wszystkim o ocenę wiarygodności poszczególnych zeznań świadków - przechodniów i pasażerów tramwaju. Ale sędzia Henryk Komisarski przekonywał, iż to, że w zeznaniach świadków są sprzeczności, jest czymś naturalnym. Dlatego Sąd Najwyższy uznał, że sąd pierwszej instancji swój obowiązek wykonał należycie, a sąd odwoławczy słusznie go zaakceptował. Z kolei obrońca Mateusza N., mecenas Jerzy Jerzmanowski wskazywał, że sąd oddalił jego wniosek o przesłuchanie niektórych spośród świadków zgłaszających się po zbrodni na policję, czym naruszył prawo jego klienta do obrony. W tym przypadku Sąd Najwyższy uznał , że świadkowie ci nie mieli żadnego związku ze sprawą. "Po co zatem ich przesłuchiwać ?"- pytał sędzia. Nie będzie ponownej rozprawy Sąd Najwyższy w całości przychylił się do argumentacji prokuratury i pełnomocnika bliskich zamordowanego policjanta. Reprezentujący rodzinę Struja mecenas Leszek Cichoń powiedział, że cieszy go orzeczenie Sądu Najwyższego. Jego zdaniem, ponowne rozpoznanie sprawy niczego nowego by nie przyniosło. Zginął na przystanku tramwajowym Podkomisarz Struj służył w policji 15 lat. Pracował w wydziale wywiadowczo-patrolowym stołecznej komendy. 10 lutego 2010 r., na przystanku tramwajowym na warszawskiej Woli, 42-letni funkcjonariusz zwrócił uwagę dwóm młodym ludziom, a później interweniował, gdy rzucili oni w kierunku wagonu tramwaju koszem na śmieci, tłukąc szybę. Podczas interwencji doszło do tragedii - według ustaleń Piotr R. przytrzymał policjanta, a Mateusz N. zadał mu kilka ciosów nożem o 20-centymetrowym ostrzu. W lutym 2011 r. Sąd Okręgowy w Warszawie skazał Mateusza N. na 25 lat, a Piotra R. na 15 lat więzienia. W czerwcu 2011 r. kary utrzymał sąd apelacyjny. "To czas, by zrozumieli" Sprawcom nie groziło dożywocie, bo w chwili czynu nie mieli ukończonych 18 lat. Sądy uzasadniały m.in., że wymierzone kary "to czas, żeby oskarżeni zrozumieli ogrom zła, które uczynili". Według sądów bezpośredni zamiar zabójstwa można było przypisać jedynie Mateuszowi N., o czym świadczy liczba zadanych ciosów nożem, a także fakt, że nie uciekł on, gdy drugi sprawca unieruchomił policjanta. Oceniając czyn Piotra R., uznano, że działał on z ewentualnym zamiarem zabójstwa.