Jakie było to spotkanie? Zagrałem ze swoim zespołem z nowojorskiej dzielnicy Jamaica Quins, z którym zresztą. gram do dzisiaj. Ale samo spotkanie z Milesm było dużym przeżyciem. Całe życie był dla mnie muzycznym wzorem, wiele się od niego nauczyłem. Który to Pana występ na Jamboree? Nie wiem dokładnie, było ich chyba dziesięć. Przygląda się Pan zapewne artystycznym kolejom losu tego Festiwalu. W jakim kierunku ewoluuje? Nie bardzo mam na to czas. Poza tym, szczerze mówiąc, nie jestem fanem europejskiego jazzu. Uważam, że jest zbyt akademicki. Jazz powstał wśród Afroamerykanów w miejscach gdzie był prohibicyjny alkohol, narkotyki i prostytutki. Był muzyką, jeśli nie do zabawy. Oczywiście jest i teraz wielu artystów, którzy wnoszą coś nowego do tego gatunku ale i wiele, które brzmią jak jazz a nie są jazzem. Co Pan uznaje za prawdziwy jazz? Wszystko, co kołysze. Uważam, że cała muzyka rozrywkowa w bardzo dobrym wykonaniu jest jazzem. Gdyby wyjąć jazz z dzisiejszej muzyki rytmicznej, nic by nie zostało. Podczas koncertu na Jazz Jamboree będzie Pan promował minialbum" Miles of blue", nagrany w hołdzie Milesowi Davisowi. Zawiera trzy utwory, trochę fusin, trochę chil-out- "All Blues "- wersja z wokalem Miki Urbaniak, "All Blues"-wersja instrumentalna i "Manhattan Man" z Tootsem Thielemansem. Córka, Mika też wybrała jazz, czy namawiał ją Pan do tego? Absolutnie, nie. I nie wtrącam się do tego co i jak robi. Staram się nie być tatusiem, który wie lepiej co dziecko powinno robić, ale jestem z niej bardzo dumny. Niestety na koncercie warszawskim zaśpiewa jedynie z video. A kto będzie grał? Między innymi Tom Browne na trąbce, autor "Jamaica Funk" i stały członek mojego zespołu Urbanator Dave Gilmore na gitarze, Troy Miller na perkusji, Don Blackman, pianista i wokalista. A gdyby przyszło Panu zagrać z polskimi jazzmenami, kogo by Pan wybrał? Większość ikon polskiego jazzu to indywidualiści, nie nadają się do grania w zespole ale wybrałbym Wojtka Karolaka, Tomka Stańkę, braci Smoczyńskich. Od 30 lat mieszka Pan w Nowym Jorku, Europejczyk grający jazz. Jak udało się Panu dostać tam na muzyczny diapazon? Grałem jako jeden z niewielu gatunek, który zainicjował Miles Davis - fusin czyli kreatywne połączenie rocka z jazzem. Dlaczego wybrał Pan Nowy Jork? Ponieważ wiedziałem , że w prawdziwym, amerykańskim jazzie i z czarną muzyczna młodzieżą jest więcej do nauczenia i zrobienia niż gdziekolwiek w Europie. Jak to się stało, że porzuciła Pan, uczeń Davida Ojstracha, wspaniale zapowiadająca się karierę skrzypka - wirtuoza dla jazzu? Jazz był moim życiem moją miłością. Być może gdybym zaczynał karierę muzyczną w innych czasach, kiedy uczniów szkół muzycznych nie bito po rękach za próby improwizacji jazzowych i nie dorastał w epoce, gdy granie jazzu było manifestacją wolności, byłbym skrzypkiem grającym z orkiestrami symfonicznymi i zespołami jazzowymi.