- Zdarzyło się kilkakrotnie, że wylewała przez balkon fekalia, to wszystko ścieka po budynku z piątego piętra aż na parter. Kilka razy już musiałam czyścić swój balkon, balustradę - opowiadała jedna z mieszkanek. - Czasami w windzie potrafi być tak narobione... Pamiętam, że trzy piętra musiałam z rowerami schodzić klatką, bo nie dało się wejść do widny - wspominała inna. Problemem jest jedna z lokatorek. Kobieta nadużywa alkoholu, potrzeby fizjologiczne załatwia w mieszkaniu... na podłogę. Kobieta wpuściła dziennikarzy Polsatu z kamerą do mieszkania. "To moja prywatna sprawa" - Pierwszy raz proszę pani mieszkam w bloku, ja mieszkałam w domu na 300 metrach - stwierdziła. - Proszę pani, tu są odchody pani. - Ja jestem w tym wieku, że mam problemy z trzymaniem moczu, trzymaniem kału. - Ale widzę tutaj też alkohol w torebce. - To jest moja prywatna sprawa. - Pani nie pozwala sobie pomóc, mówi, że tej pomocy nie potrzebuje. Twierdziła, że nie ma potrzeby informowania jej synów, zawracania im głowy - powiedziała jednak z mieszkanek. - Któregoś razu w wakacje zdarzyła się sytuacja, że przyjechała karetka, straż pożarna, bo pani zasnęła z włączonym piekarnikiem, spaliła jakieś jedzenie, cały budynek był zasmrodzony - dodał inny mieszkaniec. Z uciążliwą lokatorką sąsiaduje pani Beata. Kobieta nie może przejść korytarzem, nie zakrywając nosa i ust. Obawia się o zdrowie swoje i swojej rodziny. "Na wdechu dzieci uciekają" - Każde wyjście z mieszkania jest dramatem jakimś, na wdechu dzieci uciekają, boją się wychodzić, żeby jej nie spotkać. To nie jest życie, na korytarzu śmierdzi, latem na balkon też się nie dało wyjść - tłumaczyła. Władze spółdzielni twierdzą, że niewiele mogą zrobić. Mieszkanie jest własnościowe, a lokatorka płaci czynsz. - Spółdzielnia ma ograniczone prawa, ponieważ budynek jest własnościowy, pani jest właścicielem tego mieszkania, kupiła je trzy lata temu i nie jest pozbawiona praw obywatelskich - przekazał Ryszard Rak, prezes Spółdzielni "SAM 81". Jak tłumaczył, administracja zgłosiła sprawę do sanepidu, który "odwrócił się do nas plecami i powiedział, że spółdzielnia ma obowiązek zapewnić czystość". - A do środka mieszkania własnościowego spółdzielnia nie może wejść. Pomoc społeczna odpowiedziała nam bardzo wymijająco, że mają kontakt do dwóch synów i zobowiązali się oni pomagać tej pani utrzymywać mieszkanie w należytym stanie - dodał prezes. "Interwencji" pomoc społeczna w Markach szczegółów nie chciała przekazać. "W sprawie podejmowane były interwencje pracowników socjalnych, nawiązano też kontakt z najbliższymi członkami rodziny. Ze względu na ochronę dóbr osobistych mieszkanki o szczegółach podjętych przez nas działań nie będą informowane media" - przekazano. - Niestety synowie nie wywiązali się z tego zobowiązania, nie widujemy tutaj nikogo, kto by ją odwiedzał - stwierdziła jedna z mieszkanek bloku. - Nie chce niczyjej pomocy, ja sobie wszystko zrobię sama - zapewniła uciążliwa lokatorka. Mieszkańcy bloku boją się plagi robactwa i pożaru. Pomoc obiecała spółdzielnia, ale jak na razie na pisaniu oficjalnych pism się kończy. - Z każdym dniem jest coraz gorzej, nie wiem, czy ona coraz bardziej się upija, czy nie kontroluje już swoich potrzeb fizjologicznych - podsumowała pani Beata.