Dziś Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie, który we wrześniu tego roku przyznał Szkopkowi 370 tys. zł zadośćuczynienia za "niewątpliwie niesłuszny" areszt; oddalił zaś wniosek o odszkodowanie. On sam chciał, by sąd przyznał mu łącznie 2,5 mln zł odszkodowania oraz zadośćuczynienia za niesłuszny areszt i utracone korzyści. I Szkopek, i prokurator wnieśli apelacje. On podtrzymał żądanie przyznania 2,5 mln zł. Prokuratura oceniła, że SO zasądził mu kwotę "wygórowaną"; za wystarczające prokuratura uznała przyznanie mu po 7 tys. zł za każdy miesiąc aresztu. - To powinna być nauczka dla organów ścigania, bo osoby, które wówczas decydowały w sprawie, awansowały, a mojemu klientowi złamano życie i jest on dziś tylko ochroniarzem - państwo musi odpowiedzieć za to bardzo wysokim odszkodowaniem - powiedział w SA adwokat mec. Andrzej Orliński. Dodał, że dziwi się, iż prokuratura "jeszcze walczy, zamiast powiedzieć +mea culpa+". Sam Szkopek oświadczył, że jego kariera w policji dobrze się zapowiadała - był najmłodszym szefem powiatowej policji. SA zwrócił sprawę do SO, uznając obie apelacje za zasadne i nie przesądzając ostatecznej kwoty należnej Szkopkowi. Sędzia Iwona Konieczna uzasadniała, że zaskarżona przez pełnomocnika Szkopka odmowa przyznania mu odszkodowania nie została przez SO należycie uzasadniona. SO w ponownym procesie ma zbadać kwestię przejścia Szkopka na emeryturę po zatrzymaniu. Mec. Orliński mówił, że został on do tego zmuszony przez policję. Zarazem SA uznał, że "wymierzenie aż 370 tys. zł zadośćuczynienia wymaga zbadania". Sędzia Konieczna podkreśliła, że prokuratura słusznie kwestionuje ten wątek decyzji SO, bo złe warunki sanitarno-bytowe są "standardowe dla wszystkich aresztowanych", a skarżący "przebywał w celi z kilkoma policjantami i pracownikiem IPN". - To wszystko rzutuje na warunki pobytu w areszcie - dodała sędzia. Sprawa Szkopka stała się głośna w mediach, gdy w kwietniu 2004 r. trafił on do aresztu. Warszawska prokuratura zarzuciła mu, że w latach 1999-2002, za 14,5 tys. zł łapówek, przekazywał gangsterom informacje, w wyniku czego policyjne akcje przeciw terroryzującej okolicę grupie Sławomira O., ps. Uchal, kończyły się fiaskiem. Według śledczych Szkopek "chciał sobie w ten sposób zapewnić spokój w obawie o dziecko". Przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia prokurator wnosił dla niego o sześć lat więzienia. Za wiarygodne uznał obciążające go zeznania świadka koronnego Wiesława P., ps. Koczis. Obrona i oskarżony domagali się uniewinnienia. Szkopek mówił, że Wiesław P. pomawia go, mszcząc się za to, że "był skuteczny". Mec. Orliński zarzucał prokuraturze, że bezkrytycznie dała wiarę "Koczisowi", a zeznań skruszonego bandyty nie poparto "obiektywnymi dowodami". W kwietniu 2009 r. SR uniewinnił Szkopka. Sędzia Mariusz Iwaszko mówił w uzasadnieniu wyroku, że gdy słowa świadka koronnego - czyli byłego przestępcy - są jedynym obciążającym dowodem, nie mogą być wystarczającą podstawą skazania. W październiku 2009 r. Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił apelację prokuratury jako "oczywiście niezasadną". SO podkreślił, że zeznania świadka koronnego nie mogą być jedyną podstawą skazania. W 2010 r. Prokuratura Generalna wycofała kasację w tej sprawie. Wtedy Szkopek powiedział, że złoży do sądu pozew o odszkodowanie za niesłuszny areszt. - Zakończyła się wojna prokuratury ze mną - dodał. Mówił, że nie chce wracać do policji. Wcześniej podkreślał, że nie spotkał się z sytuacją, "by ktoś z policji chciał mu pomóc". Gang "Uchala" terroryzował Wyszków i okolice pod koniec lat 90. Źródłem jego dochodów były haracze od prowadzących działalność gospodarczą. Tych, którzy nie chcieli ulec, zastraszano, grożąc zabiciem, zamachem na rodzinę, podpaleniem. Przestępców obciążyły m.in. zeznania "Koczisa". Po postawieniu gangsterom zarzutów zaczęli przeciw nim zeznawać także zastraszani przedsiębiorcy.