Niemal wszystkie samorządy podwyższające czynsze uzasadniają to jednakowo - wpływy z opłat od lokatorów powinny wystarczyć na utrzymanie budynków i bieżące remonty, tymczasem nie pokrywają nawet podstawowych wydatków. Gdańscy urzędnicy, gdzie od września ubiegłego roku czynsz wynosi 10,20 zł za mkw, wyliczyli, że utrzymanie metra kosztuje 15 zł, we Wrocławiu to 9 zł przy czynszach na poziomie 5,33 zł. - Czynsze są symboliczne, zatem nie można się dziwić, że gminne budynki są w opłakanym stanie - mówi Arkadiusz Banaszek, wiceprezydent Łodzi odpowiedzialny m.in. za budownictwo komunalne. Sytuację pogarszają rosnące długi niepłacących najemców. Niektóre gminy, aby odzyskać chociaż część tych pieniędzy, próbują sprzedawać należności firmom windykacyjnym. Inne oferują zalegającym z opłatami mieszkańcom odrobienie długów podczas prac porządkowych. To jednak nie rozwiązuje problemu. Andrzej Rozenkowski, prezes Stowarzyszenia Właścicieli Nieruchomości w Łodzi, uważa, że podwyżki niewiele zmienią, bo najemcy, którzy nie płacą, czują się bezkarni. - Stawka 8,50 za metr jest optymalna, bo tyle najemcy są w stanie zapłacić. Ale trzeba tego pilnować i konsekwentnie te opłaty ściągać - mówi Rozenkowski. Jego zdaniem, gminny zarząd nieruchomościami jest skandaliczny, a podwyżka czynszu najbardziej dotyka tych, którzy płacą uczciwie. Podwyżki czynszu w mieszkaniach komunalnych mogą też zmusić osoby posiadające duże lokale do zamiany na mniejsze i tańsze. W Łodzi ma w tym pośredniczyć miasto. Wiceprezydent Łodzi Arkadiusz Banaszek zapewnia także, że gorzej sytuowani nie zostaną bez pomocy. Gmina ma przyznawać ulgi dla najgorzej sytuowanych i jednocześnie zapowiada kolejną 20-proc. podwyżkę.