Adam Holender urodził się w Krakowie w 1937 roku. Na początku wojny cała rodzina, która uciekała przed Niemcami do Lwowa, została deportowana do obozu pracy na Syberii. Holendrom pozwolono na powrót do Krakowa dopiero w 1947 roku i tam Adam ukończył szkołę i rozpoczął studia architektoniczne. - W tym okresie zaczęła mnie pasjonować fotografia i udało mi się zdać do łódzkiej filmówki. Nie potrafię sobie wyobrazić bardziej ekscytujących, stymulujących i bogatych pięciu lat życia jako student. Zawsze będę wdzięczny za to doświadczenie - powiedział Holender na wtorkowej konferencji prasowej. Po ukończeniu szkoły Holender pracował jako operator przy takich filmach jak "Bitwa o Kozi Dwór" Wadima Berestowskiego, "Wiano" Jana Łomnickiego, "Wizyta u Królów" Jana Rybkowskiego. Asystował też przy realizacji zdjęć do ośmiu odcinków serialu "Czterej pancerni i pies". W 1966 roku Holender wyemigrował do Kanady, potem do USA. - Ojciec namawiał mnie do tego już wcześniej, nie podobało mu się życie w socjalizmie. Po jego śmierci rzeczywiście wyjechałem, potem sprowadziłem do siebie matkę. Przez pierwsze miesiące rozglądałem się i uczyłem języka. Zacząłem pracować na planach filmowych jako pomocnik. Za którymś razem pozwolono mi stanąć za kamerą i efekty okazały się na tyle ciekawe, że zacząłem dostawać propozycje pracy jako operator - wspominał Holender. Jednym z pierwszych filmów, przy których pracował jako operator, był "Nocny kowboj" Johna Schlesingera. Film odniósł ogromny sukces, co dało także Holendrowi pozycję w zawodzie. W sumie pracował jako operator przy 35 filmach fabularnych, wśród których były m.in. "Narkomani" Jerry'ego Schatzberga, "Bezbronne nagietki" Paula Newmana, "Dym" i "Brooklyn Boogie" Wayne Wanga, "Zabić księdza" Agnieszki Holland. - Holender stał się pionierem sukcesów polskich operatorów w USA, przecierając szlak takim kamerzystom jak Witold Sobociński, Janusz Kamiński, Andrzej Sekuła czy Sławomir Idziak - przypomniał dyrektor artystyczny festiwalu "Żydowskie motywy", Andrzej Titkow. Szósta edycja festiwalu, która będzie trwać do 3 maja w warszawskim kinie Muranów, rozpocznie się we wtorek pokazem filmu dokumentalnego Artura "Barona" Więcka "Dowódca Edelman" o Marku Edelmanie, ostatnim żyjącym przywódcy powstania w Getcie Warszawskim. Publiczność festiwalu obejrzy ok. 46 filmów fabularnych i dokumentalnych z 15 krajów. W tym roku wyjątkowo dużo jest filmów polskich - aż 11. Wyraźnie zaznacza się też przewaga dokumentu nad filmami fabularnymi" - mówił Titkow. Na zakończenie festiwalu "Żydowskie Motywy" tradycyjnie przyznane zostaną nagrody, w tym Grand Prix za najlepszy film. W jury zasiądą m.in. urodzony w Polsce izraelski operator i reżyser Yossi Wein - który wyjechał do Izraela w 1968 r., oraz polski reżyser Andrzej Wolski, mający w dorobku m.in. współpracę z brytyjską telewizją BBC. Organizatorem festiwalu jest Stowarzyszenie "Żydowskie Motywy".