Wspólnym elementem akcji zorganizowanych przez fundację "Inna Przestrzeń" było symboliczne "okupowanie" miejskich placów i skwerów. Taśma z napisem "Tybet - strefa okupowana" pojawiła się na skrzyżowaniu ulic Kasprzaka i al. Prymasa Tysiąclecia w Warszawie, któremu radni dzielnicy Wola chcą nadać nazwę Rondo Wolnego Tybetu. Przed Pałacem Prezydenckim odczytany został apel do prezydenta Lecha Kaczyńskiego o zajęcie oficjalnego stanowiska w sprawie Tybetu oraz zaangażowanie na rzecz podjęcia przez chińskie władze rozmów z XIV Dalajlamą, duchowym i politycznym przywódcą Tybetańczyków. Domagano się także utworzenia w polskiej ambasadzie w Chinach stanowiska ds. monitorowania sytuacji w Tybecie. Akcja w stolicy zakończyła się pod ambasadą Chin, gdzie zapalono znicze upamiętniające ofiary w Tybecie. - Tybetańczycy znajdują się w bardzo podobnej sytuacji, w jakiej Polacy byli przez wiele lat. Uważamy, że takie proste gesty solidarności są niezwykle ważne i potrzebne - powiedział przedstawiciel organizującej całą akcję fundacji "Inna Przestrzeń" Piotr Cykowski. W Poznaniu uczestnicy akcji przemianowali aleję Niepodległości na "aleja Niepodległości dla Tybetu". Strefy "okupowane" wyznaczono wokół pomników na terenie miasta. W Łodzi protestujący "okupowali" plac Wolności w centrum miasta. - W tym ważnym dla łodzian miejscu chcieliśmy, by każdy kto znajdzie się za tą taśmą, poczuł się przez chwilę jak w okupowanym kraju, jakim jest Tybet - mówił jeden z organizatorów akcji Leszek Jażdżewski. Solidarność z Tybetańczykami kilkunastu młodych ludzi manifestowało w Bielsku-Białej, podobne wiece odbyły się w Cieszynie i Żywcu. O niezwłoczne otwarcie Tybetu dla obserwatorów praw człowieka i mediów zaapelowała we wtorek także Amnesty International. Z okazji rocznicy wybuchu tybetańskiego powstania orędzie wydał XIV Dalajlama. Napisał w nim m.in., że ostatnie pięćdziesiąt lat przyniosło Tybetowi i Tybetańczykom cierpienie i zniszczenia. - Nawet dzisiaj Tybetańczycy w Tybecie żyją w ciągłym strachu i są traktowani podejrzliwie przez chińskie władze. W chwili obecnej, religia, kultura, język i tożsamość, które przez kolejne pokolenia Tybetańczyków były uważane za cenniejsze od ich własnego życia, są zagrożone całkowitą zagładą - napisał Dalajlama. Wtorkowe demonstracje miały także upamiętniać ofiary ubiegłorocznych wydarzeń w Lhasie, stolicy Tybetu. Mnisi buddyjscy zorganizowali wówczas pokojowe marsze, które w kolejnych dniach przerodziły się w największe od 20 lat antychińskie demonstracje. Według tybetańskich władz na wygnaniu podczas ich tłumienia zginęło ponad 100 osób. Według wydanej 2 marca przez chińskie władze "białej księgi" pt. "50 lat demokratycznych reform w Tybecie", kraj ten przeżywa obecnie "swój najlepszy okres historycznego rozwoju, postępu ekonomicznego i społecznego oraz dobrych rządów i harmonii w społeczeństwie". Komunistyczne Chiny zajęły Tybet w 1950 r.