Według nieoficjalnych informacji, służby będą przez cały weekend upewniać się, że skutki wczorajszej awarii nie zagrożą stabilności budynków. Dlatego mieszkańcy budynków stojących najbliżej osuwiska nie będą mogli wrócić do siebie ani dziś, ani jutro. Sytuacja na miejscu katastrofy została opanowana już wczoraj popołudniu. Dziś rano żadnych działań. Policja i straż miejska pilnują budynków, dojście do których zablokowane jest taśmą. Musieli błyskawicznie opuścić swoje domy 400 metrów sześciennych ziemi osunęło się niedaleko dwóch bloków w pobliżu Świętokrzyskiej i Szkolnej. Konieczna była ewakuacja około stu osób. - Kazali nam uciekać w pośpiechu. Mówili, że jest zagrożenie życia - opowiadali mieszkańcy. Ewakuowane osoby nie mogły wrócić na noc do domów. Niektórzy zdecydowali się na nocleg w hotelach zarezerwowanych przez miasto. Reszta skorzystała z pomocy rodziny i znajomych. Co wywołało awarię? Zdania są podzielone W rozmowie z reporterem RMF FM wiceprezydent Warszawy przekonywał, że w przypadku wczorajszego osunięcia się ziemi trudno mówić o błędzie. Osuwisko powstało nie w tym miejscu, w którym były wykonywane prace, ale obok. - Powstało między budynkiem a ścianą szczelinową głęboką na 30 metrów i szeroką na metr. Prace były wykonywane za tą ścianą - tłumaczył. Antoni Tajduś z krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej uważa jednak, że osunięcie ziemi to efekt błędu przy budowie metra. - Należało przewidzieć, że tam znajduje się gdzieś w pobliżu ta rura i należało odpowiednio ją zabezpieczyć, tak to sobie wyobrażam - mówił. - Być może nie przewidziano, że te przemieszczenia są na tyle duże, że mogą zniszczyć rurociąg. On znajdował się stosunkowo blisko prowadzonych prac i to jest problem - dodał. Podkreślił też, że kłopoty ściągnęli na siebie sami budowniczy metra, którzy zdecydowali się na prace na niewielkiej głębokości. - Im płycej się kopie, tym możemy natrafić na więcej zagrożeń pochodzących od działalności ludzkiej i zagrożeń geologicznych - wyjaśnił. Mirosław Rutkowski z Państwowego Instytutu Geologicznego również nie podziela przekonania wiceprezydenta stolicy o tym, że na budowie działano bez zarzutu. - To jest paskudnie banalna awaria - powiedział. - To się zdarza bardzo często. Słyszymy o tym, że operator koparki naruszył jakiś przewód i są wycieki gazu - dodał. Podkreślił, że cała sprawa nie ma nic wspólnego z geologią i jest najprawdopodobniej efektem czyjegoś błędu.