Barbara Pepke, prezes Fundacji "Gwiazda nadziei" powiedziała, że w Polsce wirusowym zapaleniem wątroby typu C (WZW C) może być zakażonych nawet 730 tys. osób. Zdecydowana większość z nich (około 80 proc.) została zakażona w placówkach służby zdrowia, w gabinetach stomatologicznych, a jeszcze częściej w szpitalach (podczas wykonywania drobnych zabiegów, ale również po operacjach). Odwrotnie jest w Unii Europejskiej, gdzie szerzenie się wywołującego chorobę wirusa HCV niemal wyłącznie powodowane jest zażywaniem narkotyków w iniekcjach. W naszym kraju zarazek ten rzadko jest przenoszony podczas zabiegów akupunktury, kolczykowania lub tatuażu wykonywanych zainfekowanymi narzędziami. Również ryzyko zakażenia się poprzez kontakty seksualne jest niewielkie. - W Polsce wina jest głównie po stronie służby zdrowia - powiedział 41-letni Tomasz Mańkus, który podejrzewa, że został zakażony zaraz po narodzinach, gdy jako wcześniak był w inkubatorze. 37-letni Arkadiusz Grabowski powiedział, że zakażono go 25 lat temu w trakcie operacji. Pepke podkreśliła, że choć za występowanie WZW C głównie odpowiedzialna jest służba zdrowia, to leczenie tej groźnej choroby wciąż jest u nas niedostateczne. Na farmakoterapię trzeba czekać co najmniej kilka miesięcy, a w niektórych regionach kraju nawet znacznie dłużej. Zdarza się, że chorzy przenoszą się do innego miasta, by przyśpieszyć rozpoczęcie terapii. Dodała, że nie chodzi wcale o dużą grupę pacjentów, bo tylko 5 proc. chorych na WZW C korzysta z opieki specjalistycznej. Według Polskiej Grupy Ekspertów HCV, chorobę wykryto dotąd jedynie u około 55 tys. osób (co roku przybywa 2 tys. nowych przypadków). Tymczasem chorych jest znacznie więcej, podejrzewa się, że u co najmniej 230 tys. (spośród 730 tys. zakażonych) osób rozwinęło się wirusowe zapalenie wątroby. Większość z tych osób nie jest jednak świadoma swej choroby, gdyż nie odczuwa poważniejszych dolegliwości, jedynie zmęczenie, apatię i dolegliwości grypopodobne. Prof. Prof. Anna Piekarska, kierownik kliniki chorób zakaźnych i hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi powiedziała, że choroba zwykle wykrywana jest przypadkowo albo dopiero wtedy, gdy chory ma już objawy poważnego uszkodzenia wątroby i wymaga leczenia specjalistycznego. Arkadiusz Grabowski miał już silne zwłóknienia wątroby i początki marskości tego narządu, gdy wykryto u niego WZW C. Podstawą leczenia jest terapia dwulekowa oparta na interferonie pegylowanym alfa oraz rybawirynie. Pomaga ona jedynie 54-63 proc. chorych, jeszcze mniej jest ona skuteczna o osób zakażonych wirusem HCV z tzw. genotypem 1 (pomaga 41-52 proc. chorych). W Polsce aż 84 proc. chorych jest zakażonych właśnie zarazkiem z genotypem 1, dlatego ocenia się, że na obydwa leki reaguje nie więcej niż połowa zakażonych. Lepsze efekty daje terapia trójlekowa, w której poza interferonem i rybawiryną stosuje się również tzw. inhibitor proteazy. Jest ona skuteczna u 70-80 proc. chorych, którzy nie byli wcześniej leczeni. Jeśli mają oni za sobą terapię dwulekową jej skuteczność spada do 60 proc. Jeszcze mniej przydatna jest ponowna terapia dwulekowa, gdyż na skutek większej oporności wirusów na wcześniej zastosowane leki jej skuteczność spada do zaledwie 9-24 proc. - Terapia trójlekowa w Polsce nie jest prawie w ogóle stosowana. Takim leczeniem objętych jest jedynie 1 proc. chorych - przyznała prof. Piekarska. Dodała, że powodem jest znacznie wyższy jej koszt. O ile terapia dwulekowa kosztuje 40 tys. zł, to za trójlekową trzeba zapłacić prawie 140 tys. zł. Arkadiusz Grabowski powiedział, że od wielu miesięcy jest na liście pacjentów oczekujących na terapię trójlekową. Ponieważ nie może się jej doczekać próbuje wraz Fundacją "Godzina nadziei" zebrać potrzebne środki na leczenie. Terapia dwulekowa okazała się u niego całkowicie bezskuteczna. Podobnie było u Tomasza Mańkusa, którego godziny dzieliły od śmierci, co przyznała prof. Piekarska. Uratował go przeszczep wątroby, ale wirusy HCV zaatakowały nowy narząd. - Przeszczepy ratują życie, ale nie leczą choroby, która nadal się rozwija - dodała specjalistka. Barbara Pepke przekonywała, że chorych na WZW C należy lepiej leczyć nie tylko z powodów humanitarnych. Zastosowanie bardziej skutecznej terapii, choć droższej, jest też bardziej opłacalne dla budżetu państwa. - Wyliczenia jednoznacznie to potwierdzają - potwierdziła prof. Piekarska.