- Chcę jechać o godz. 7, ponieważ mam spotkania o 10 rano. Gdybym się spóźnił na ten pociąg, mam potem dwa kolejne, ale z przesiadką. Bez sensu, wolę jechać wcześniej - usłyszał reporter radia RMF FM od podróżnego na dworcu w Krakowie. Gdyby kolejarze nie usunęli kilku pociągów w godzinach szczytu, pozwoliłoby to lepiej wykorzystać dzień. Problem mają też pasażerowie z innych miast. Jeśli mieszkaniec Trójmiasta ma ważne spotkanie w stolicy, musi pojechać pociągiem o 5.40. Następny ma dopiero o 9.19. Pozostałe połączenia to TLK-i, w których często brakuje miejsc. Z Wrocławia do Warszawy trzeba wyruszyć o 6.16, następny jest dopiero po godzinie 8, więc do stolicy można dojechać dopiero na 13 z minutami. Dopiero w czerwcu część pociągów wróci na tory. To ważne nie tylko dla jadących do stolicy z kilku miast, ale także dla wracających z Warszawy do Krakowa. Jeśli nie zdążą na 16.30, to następny express mają dopiero o 21.09. - Heweliusz, który został wycofany z oferty pomiędzy Gdynią, Warszawą a Krakowem, zostanie przywrócony po tej korekcie - obiecuje Małgorzata Sitkowska z Intercity. "To tylko zasłona dymna" Oficjalnie powodem są remonty torów. Eksperci jednak mówią wprost: to tylko i wyłącznie efekt złego planowania. Brakuje wagonów, a tłumaczenie likwidowania połączeń w godzinach szczytu remontami torów to zasłona dymna. Według eksperta rynku kolejowego, przewoźnicy nie chcą przyznać, że nie są w stanie uruchomić tylu połączeń, ilu oczekiwaliby pasażerowie. - Przewoźnicy powinni uczciwie przyznać: tak, nie jesteśmy w stanie zapewnić tylu połączeń, ile powinniśmy. Zamiast tego słyszymy takie oto tłumaczenia: my byśmy pojechali, tylko nie ma torów, my byśmy pojechali, tylko wagony są troszkę stare, my byśmy pojechali, ale jakieś obiektywne okoliczności. Powiedzmy uczciwie: nie mamy dzisiaj możliwości zbudowania oferty, która jest atrakcyjna dla pasażera, staramy się jakoś ratować - tłumaczy Jakub Majewski. Kolejarze powoli, ale jednak się uczą. Marcową korektę udało się wprowadzić bez totalnego chaosu informacyjnego. Gdyby jeszcze na czas wyremontowali wagony i oddali je pasażerom, to może podczas kolejnej zmiany rozkładu nie będą już musieli mydlić nam oczu.