- Aby wykryć daną substancję we krwi lub moczu pacjenta, konieczny jest jej wzorzec. I to jest bardzo duży problem, jeśli chodzi o dopalacze, bo użytych w nich substancji jest ogromna liczba - setki, a laboratoria nie posiadają tych wzorców - wyjaśnił. Podkreślił jednocześnie, że osobę, która zażyła dopalacze, leczy się objawowo - co oznacza, że nie jest konieczna identyfikacja substancji, która mu zaszkodziła. - Osoba pod wpływem dopalacza jest pobudzona, zachowuje się agresywnie - powiedział. Jak dodał, w większości przypadków leczenie polega na uspokojeniu pacjenta, także z użyciem środków farmakologicznych i nie wymaga hospitalizacji. Jak podkreślił, nieznane są skutki wielokrotnego zażywania tego rodzaju substancji psychoaktywnych. W jego ocenie liczba osób, które zgłaszają się z objawami wskazującymi na zażywanie dopalaczy, nie zwiększyła się znacznie w ostatnim czasie. - Zwiększyła się jednak liczba osób, które korzystają z całodobowego punktu konsultacji toksykologicznych, który działa przy szpitalu - zaznaczył. Jego zdaniem wiąże się to dużą liczbą informacji nt. dopalaczy, które pojawiły się ostatnio w mediach. Dawid Chojecki z Krajowego biura ds. przeciwdziałania narkomanii poinformował, że jedyne dane dot. brania dopalaczy, którymi dysponuje biuro, pochodzą z 2008 roku. CBOS pytał wówczas młodzież w wieku 18-19 lat m.in. o używanie substancji psychoaktywnych - z wyłączeniem alkoholu. 3,5 proc. młodzieży przyznało, że przynajmniej raz w życiu brało dopalacze. Do przyjmowania dopalaczy w ciągu roku przed badaniem przyznało się 2,6 proc., do brania ich w ostatnich 30 dniach - 1,5 proc. Dopalacze to substancje psychoaktywne, które mogą działać podobnie do narkotyków, można je legalnie kupić w Polsce. Są sprzedawane m.in. jako przedmioty kolekcjonerskie lub nawozy do roślin. Nie ma dokładnej statystki zatruć dopalaczami, w szpitalach kwalifikowane są one jako tzw. inne zatrucia. W 2009 r. Sejm znowelizował ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii, uniemożliwiając handel 17 substancjami szkodliwymi dla zdrowia. Pod koniec sierpnia tego roku weszła w życie ustawa zakazująca handlu dopalaczami zawierającymi m.in. mefedron. Jednak na rynku wciąż pojawiają się nowe specyfiki. Ministerstwo Zdrowia przygotowało kolejny projekt nowelizacji ustawy, która ma ograniczyć handel dopalaczami i wprowadzić zakaz reklamowania środków spożywczych poprzez sugerowanie, że mają właściwości środków psychotropowych lub odurzających. Nowe przepisy pozwolą wycofać z rynku na okres od 12 do 18 miesięcy dopalacze zawierające podejrzane substancje psychoaktywne. W tym czasie zostaną przeprowadzone szczegółowe badania dotyczące ich szkodliwości dla zdrowia. Zdaniem ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego, ten zapis uderza "w najbardziej newralgiczny punkt problemu dopalaczy". Jak przyznał, zmiana ustawy w Polsce trwa co najmniej kilka miesięcy, a od uchwalenia ostatniej listy substancji zakazanych powstało dziewięć kolejnych substancji "z troszkę zmienionym składem chemicznym, które również są dopalaczami", a nie ma ich w wykazie substancji zabronionych. - 18 miesięcy będą miały instytucje badające określony produkt na to, żeby dokładnie przebadać i stwierdzić, czy są to substancje szkodzące zdrowiu, czy nie. Jeśli szkodzące, to mamy podstawę zakazać ich obrotu - uzasadnił Kwiatkowski. Projekt ustawy o zasadach dopuszczalności obrotu i reklamy środków zawierających substancje psychotropowe i odurzające przygotowała także Lewica. Zakłada on, że sprzedaż tzw. dopalaczy miałaby być prowadzona wyłącznie na podstawie zezwoleń wydawanych przez marszałka województwa. Sprzedaż wysyłkowa i przez internet byłaby zakazana.