Do tragedii doszło w czerwcu 2009 roku we wsi Borucza koło Wołomina. 42-letni chory mężczyzna awanturował się, dlatego jego siostra wezwała policjantów. Chciała, aby odwieźli go do szpitala psychiatrycznego. - Mogli go wtedy skuć i zabrać. Ale czymś go zdenerwowali. Powiedzieli coś, co go pobudziło, opowiada żona zabitego Grzegorza P. W efekcie mężczyzna obrzucił funkcjonariuszy butelkami i kamieniami, a potem zaatakował nożem. Jeden z funkcjonariuszy oddał wtedy kilka strzałów do chorego. Dwie kule trafiły go w brzuch. W wołomińskim szpitalu mężczyzna zmarł. Po półtora roku śledztwa prokuratura uznała, że zawinili policjanci. Dwaj funkcjonariusze odpowiedzą przed sądem za przekroczenie uprawnień podczas interwencji, a trzeci za spowodowanie ciężkich obrażeń ciała u zatrzymywanego mężczyzny, które skutkowały zgonem. Dopiero po tej tragedii Komenda Główna Policji opracowała instrukcję, jak mundurowi mają przeprowadzać interwencje wobec osób chorych psychicznie. Zalecono, aby brał w nich udział psycholog, a mundurowi używali wobec osób, które zachowują się agresywnie, siatek obezwładniających.