Mężczyzna zgodził się wyjść dobrowolnie. Pirotechnicy zabezpieczyli kamizelkę, w której ponoć - jak groził desperat - miały znajdować się ładunki wybuchowe. Zostanie ona zbadana - na razie nie wiadomo, czy rzeczywiście zawierała materiał wybuchowy. Desperat to Jerzy G. - elektronik z Bydgoszczy. Policja poinformowała, że zdecydował się na ten desperacki krok, ponieważ handlował akcjami i poniósł duże straty pieniężne. Mężczyzna twierdził, że ktoś zabrał mu pieniądze z konta, podrabiając jego podpis. Żądał zwrotu 60 tysięcy złotych. 50-latek - według relacji świadków - twierdził, że nie chce zrobić nikomu krzywdy. Groził jednak, że jeśli nie zostaną spełnione jego żądania, zdetonuje ładunek. Według nieoficjalnych informacji ze źródeł zbliżonych do służb ratowniczych, chciał też rozmawiać z telewizją, nie doszło jednak do tej rozmowy. Desperat twierdził także, że grafolog zaświadczył, iż ktoś podrobił jego podpis, pobierając pieniądze z jego konta. Mężczyzna znajdował się na parterze budynku. Ewakuowano pracowników wieżowca. W pomieszczeniu, w którym się znajdował nie było innych osób.