W posiedzeniu, oprócz członków obu komisji, uczestniczyli członkowie Rady Języka Polskiego oraz poloniści, językoznawcy i publicyści. Panel dyskusyjny na temat swobody językowej w szkole prowadził prof. Jerzy Bralczyk, który ocenił, że "wszyscy wolą spontaniczność od ustaleń i restrykcji". - W kulturze cyklicznie się to zmienia - po okresie rygorystycznych ustaleń językowych następuje okres rozluźnienia, ważna jest wtedy treść, a nie forma, potem znów wracają postulaty dotyczące formy wypowiedzi - mówił Bralczyk. Polonista, publicysta i b. nauczyciel Jerzy Sosnowski podkreślił, że podstawową granicą swobody w komunikowaniu się w szkołach jest sposób zwracania się nauczycieli do uczniów i uczniów do nauczycieli. - To wyznacza pole komunikowania się - ocenił Sosnowski, wyjaśniając jednocześnie, że będąc nauczycielem w liceum zwracał się swoich uczniów per "pani, pan", w obawie, by uczniowie, do których zwracałaby się po imieniu, nie wpadli na pomysł, żeby zrewanżować mu się tym samym. - Bardzo mi jest bliska myśl Milana Kundery: "Świat, w którym wszyscy są "na ty", nie jest światem powszechnego braterstwa, ale powszechnego lekceważenia+" - mówił Sosnowski. Dr Katarzyna Kłosińska z Rady Języka Polskiego, zgadzając się z Sosnowskim, przyznała, że słuchając go "trochę się zdziwiła, że istnieje jeszcze szkoła, w której nauczyciel zwraca się do uczniów per "pan". - Z mojej obserwacji wynika, że coraz więcej jest szkół, w których uczniowie nie mówią do nauczycieli "na ty", bo byłoby to już naruszenie wszelkich norm, ale mówią np.: panie Andrzeju, panie Janku itp." - zwróciła uwagę Kłosińska. W jej opinii, język polski stwarza wystarczająco dużo możliwości "różnicowania dystansu" i należy z nich korzystać. Publicysta, felietonista i dyrektor I Społecznego Liceum Ogólnokształcącego w Warszawie, Jan Wróbel, przytoczył historię pewnego nauczyciela, który zwracał się do uczniów, używając wulgaryzmów związanych ze sferą erotyczną. Jak zaakcentował, "w każdej szkole są jednak pewne nieprzekraczalne bariery dotyczące zarówno uczniów, jak i nauczycieli". - Musi istnieć coś w stylu zapisanego kodu językowego w szkole, wskazującego, które wyrażenia są nieprzekraczalnie niedozwolone - dla obu stron - mówił Wróbel. Jerzy Sosnowski zwrócił uwagę, że poza kłopotami z komunikacją między nauczycielami a uczniami, istnieje problem nieodstatcznej znajomości pewnych elementarnych słów i pojęć przez uczniów i to także uniemożliwia wzajemne zrozumienie się. Jako przykład podał sytuacje, w których uczniowie liceum pytali nauczyciela co znaczą słowa "kajet" czy "mogiła". Obecna podczas dyskusji minister edukacji Katarzyna Hall uznała, że "ucząc każdego przedmiotu nauczyciele uczą języka polskiego". Według niej, treści zadań np. z matematyki nie rozumie wielu polskich uczniów. - Nie rozumieją języka, w którym zadanie jest napisane, bo nie posługują się nim na odpowiednim poziomie - oceniła. W jej opinii, należy "przykładać wagę do wymagań językowych już na poziomie szkoły podstawowej". Podczas czwartkowego posiedzenia przedstawiono także raport "O języku polskim w szkole", sporządzony przez Radę Języka Polskiego. Jak wynika z raportu, uczniowie polskich szkół z trudem radzą sobie z formułowaniem dłuższych wypowiedzi tekstowych, popełniając wiele błędów w zakresie spójności tekstu i jego organizacji. Według raportu, uczniowie najsłabiej mają opanowane zasady składni, powszechnie można spotkać w ich wypracowaniach tzw. potoki słowne "bez ładu i składu", nie stosują żadnych reguł gramatyki czy frazeologii. Zwrócono także uwagę na ubóstwo leksykalne polskich uczniów - słabo opanowaną terminologię, niedokładne rozumienie znaczenia wyrazów obcych, a także pogarszający się stan znajomości ortografii oraz interpunkcji.