We wtorek sąd rejonowy w Warszawie oddalił wnioski obrońców o umorzenie sprawy. Akt oskarżenia ma zostać odczytany 10 grudnia, wtedy też oskarżeni mają składać wyjaśnienia. Zarzuty prokuratury dotyczą lat 2001 i 2002. Chodzi m.in. o umowę w sprawie wniesienia przez ówczesną gminę Centrum do spółki Złote Tarasy (zawiązanej z 1998 r. na podstawie uchwały rady miasta z holenderskim udziałowcem ING Real Estate) prawa własności działek położonych w rejonie Dworca Centralnego. To zarząd ówczesnej gminy Warszawa-Centrum zdecydował, że nieruchomości te przechodzą na własność spółki. Jak ustaliła prokuratura, w 2001 r. o zwrot nieruchomości ubiegali się przed sądem administracyjnym spadkobiercy byłych właścicieli, a oskarżeni o tym fakcie wiedzieli. Według prokuratury, wartość działek została także zaniżona o 101 mln zł. W sprawie Złotych Tarasów oskarżeni są również dwaj b. członkowie zarządu gminy, Jerzy G. i Bogdan M. Według prokuratury Jan W. i Jerzy G. w lutym 2001 r. przekroczyli swoje uprawnienia, głosując za podjęciem uchwały w sprawie wniesienia do kapitału zakładowego spółki Złote Tarasy prawa własności nieruchomości, choć roszczenia spadkobierców uniemożliwiały zbycie działek. W związku z tym podjęcie uchwały miało być działaniem na szkodę ich interesu. Jak powiedział Jan W., zarzut ten jest absurdalny. - Znaczna część spadkobierców wzięła odszkodowania, zgodnie z umową z nimi. Kilku nie wzięło, ale zawsze jest szansa, że wezmą. To ich prawo. Od strony werbalnej rozumiem to oskarżenie, ale od strony merytorycznej zupełnie nie - powiedział. Dodał, że sprawa ma podtekst polityczny. Zastępcy Jana W., Wojciechowi Sz. postawiono również zarzut niedopełnienia obowiązków i niegospodarności. Chodzi m.in. o to, że w październiku 2002 r. zgodził się na sprzedaż działek za 639 tys. zł, tymczasem ich wartość - według prokuratury - została zaniżona o 3,8 mln zł. Sz. ma odpowiedzieć także za to, że nie sprzeciwił się uchwale dotyczącej sprzedaży udziałów gminy w Złotych Tarasach - gmina miała stracić na tej transakcji ok. 43 mln zł. Śledztwo w sprawie Złotych Tarasów toczyło się od 2001 r., po zawiadomieniu spadkobierców działek. W toku postępowania były dołączane kolejne zawiadomienia, m.in. ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego z kwietnia 2003 r., dotyczące nieprawidłowości w powstaniu i funkcjonowaniu spółki oraz Najwyższej Izby Kontroli z marca 2004 r. Według NIK, decyzje podejmowane przez zarząd gminy w latach 1998-2002 doprowadziły do szkody w kwocie 120 mln zł. Obrońca Jana W., mecenas Mariusz Wróblewski podkreślał, że wniesienie do spółki aportu w postaci nieruchomości nie jest w myśl ustawy o gospodarce nieruchomościami równoznaczne z jej zbyciem, a sprawa dwa razy była umarzana. Jak dodał, raport z kontroli NIK, na który powołuje się prokuratura, jest drugim raportem Izby w tej sprawie, a wcześniejszy nie wykazał żadnych uchybień. Wojciech Sz. podkreślił, że L. Kaczyński jako prezydent stolicy zwrócił się do NIK o ponowną kontrolę sprawy, co - jego zdaniem - nie znajduje żadnego umocowania prawnego. Powiedział, że ówczesny wiceprezes NIK Piotr Kownacki dysponował pismem L. Kaczyńskiego z 3 listopada 2004 r. i wydał odpowiednie dyspozycje podlegającemu mu departamentowi, zanim pismo oficjalnie trafiło do prezesa Izby Mirosława Sekuły. - Świadczy to o nadzwyczajnym traktowaniu tego wystąpienia przez prezesa Kownackiego, a jakie relacje łączą Kaczyńskiego i Kownackiego, powszechnie wiadomo - powiedział. Dodał, że L. Kaczyński, choć nie uważał zawartej z inwestorem umowy za korzystną dla miasta, nie doprowadził w czasie swojej prezydentury w Warszawie do jej zmiany, a akt oskarżenia do dnia dzisiejszego negatywnie wpływa na interesy miasta. Podkreślił, że skutecznie wstrzymał on procedurę zbycia przez miasto udziałów w spółce, na czym mogło ono w 2007 r. zarobić ponad 200 mln zł. Dodał, że dopóki ta sprzedaż nie zostanie dokonana, wielkość straty, jaka wskazywana jest w akcie oskarżenia, jest "wydumana". Sprawą Złotych Tarasów zajmuje się też Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu; wyrok ma być znany w listopadzie. Skargę do Strasburga złożyła spadkobierczyni jednego z dawnych właścicieli tego terenu.