Środowisko informatyczne miażdży projekt rozporządzenia MEN, zgodnie z którym już za kilka tygodni ma ruszyć pilotażowy program "Cyfrowa szkoła". Eksperci wskazują, że rozporządzenie jest tak nieprecyzyjne, że szkoły w ramach tego programu zamiast np. laptopów mogą zakupić aparat fotograficzny czy odtwarzacz multimedialny. Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji bardzo ostro ocenia także braki dotyczące kwestii ochrony sprzętu i jego połączenia z internetem. - Ostatnie wydarzenia związane z zabezpieczeniami witryn rządowych udowodniły, że jest to problem, którego nie można bagatelizować - mówi Janusz Dorożyński z Polskiego Towarzystwa Informatycznego. Dodaje, że w projekcie rozporządzenia zapomniano o tak podstawowych kwestiach jak wymóg posiadania oprogramowania antywirusowego. - Największą słabością tego projektu jest to, że uczniowie otrzymują urządzenia mobilne z dostępem do internetu, jednocześnie nie otrzymując treści, do których wykorzystania te urządzenia mogą być pomocne. Nie mając e-podręczników, ograniczą się do korzystania z tego, co niesie im sieć - podkreśla Roman Lorens, trener e-learningu i dyrektor jasielskiego liceum ogólnokształcącego. MEN pomimo ostrej krytyki przekonuje, że projekt trafi pod obrady rządu jeszcze pod koniec lutego. Jeżeli tak się nie stanie, to konsekwencje będą dotkliwe. "Cyfrowa szkoła" jest pierwszym od lat projektem informatyzacji edukacji, który zaszedł tak daleko w pracach rządowych. - Jeżeli nie zostanie dobrze przygotowany, sukces lub porażka będą kwestią przypadku - podkreśla Michał Jaworski, wiceprezes PIIiT.