Wtedy mogli myśleć już tylko o jednym, o ratowaniu własnego życia. Kiedy wybuchł pożar, w domu była cała rodzina, pod opieką dorosłych została też dwuletnia wnuczka Pisarków. - Nie wiem, jak to się stało. Ogień buchnął w nas z sieni. Szybko zaczęliśmy uciekać w tym, co mieliśmy na sobie, bez butów, bez kurtek. Nie było czasu na myślenie - opowiada Wiesław Pisarek. - W ostatniej chwili krzyknąłem do syna, żeby zabrał dzieciaka. Wrócił i szybko zabrał. Mało brakowało, a dziecko zginęłoby w płomieniach - wspomina dziadek. Kiedy wybiegali z domu, ogień był już za ich plecami. Uciekli na podwórko, sąsiedzi początkowo nie zorientowali się, co się dzieje. - Tego dnia wiał silny wiatr. Nie czułem zapachu spalenizny ani dymu. Dopiero kiedy wyjrzałem przez okno, zobaczyłem płomienie - opowiada Mirosław Karandys. Sołtys Nowej Wsi, Urszula Sosińska nie może zapomnieć widoku płonącego budynku. - Drewniany dom płonął jak pochodnia. Wiał silny wiatr, to jeszcze podsycało ogień. Sami nie mogliśmy zbyt dużo poradzić, wezwaliśmy straż pożarną - mówi Urszula Sosińska. Na miejsce przyjechało sześć jednostek OSP z Kosowa Lackiego i strażacy z sokołowskiej Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej. Akcja gaśnicza trwała trzy godziny. Zdaniem naczelnika OSP w Kosowie Lackim, Jana Pawlikowskiego, przyczyną wybuchu pożaru była prawdopodobnie wadliwa instalacja elektryczna. Świadczy o tym miejsce, w którym wybuchł pożar. - Ogień rozprzestrzenił się z tej części domu, gdzie znajdowały się najważniejsze elementy instalacji elektrycznej - mówi Jan Pawlikowski. Pożar udało się ugasić, ale spalona konstrukcja domu nadaje się już tylko do rozbiórki. Z pomocą rodzinie przyszli sąsiedzi. Zaproponowali pogorzelcom nocleg. Drugą noc rodzina spędziła już w wynajętym mieszkaniu. Za własne pieniądze wynajął im je burmistrz miasta i gminy Kosów Lacki Andrzej Krasnodębski. W tym lokum będą mogli mieszkać do czasu, aż zbudują nowy dom. Już w środę Urząd Gminy zaczął załatwiać w ich imieniu formalności związane z odszkodowaniem i podłączeniem prądu do budynków gospodarczych. Obora na szczęście nie spłonęła, zostały w niej krowy, którymi trzeba się zajmować. Syn Pisarków następnego dnia po pożarze miał iść do wojska. Jedną z pierwszych spraw, które postanowił załatwić burmistrz, był wniosek do Wojskowej Komisji Uzupełnień o odroczenie służby. Wszystko po to, żeby syn Pisarków na miejscu mógł pomagać przy rozbiórce starego domu, a potem budowie nowego. Mieszkańcy Nowej Wsi już myślą o tym, jak pomóc poszkodowanym sąsiadom. - Będziemy zbierać pieniądze i pomagać jak się da - mówi sołtys i radna Urszula Sosińska. - Najpierw zapewniliśmy im dach nad głową, później wsparliśmy ich przekazując odzież. Przekazaliśmy już rodzinie pieniądze na żywność - mówi burmistrz Kosowa Lackiego Andrzej Krasnodębski. Rodzina Pisarków potrzebuje wszystkiego, począwszy od ubrań i żywności, a skończywszy na materiałach budowlanych. Jeśli akcja pomocy, którą ma zająć się Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej, powiedzie się, pogorzelcy mają szansę na powrót do domu już latem przyszłego roku. Justyna Pycka